wtorek, 16 kwietnia 2013

...kiedy chmury i wiatr...

Budziłam się kawą z mlekiem migdałowym znaczy to, że rozpoczęliśmy dzień planowo i smacznie.
W korytku można znaleźć wiele nasion i orzechów ale migdały są moimi ulubionymi.
Wartko je polubić i wprowadzić do diety nie tylko okazyjnie jako składnik bakalii  ale również w formie  past, posypek do zup i sosów, słodyczy innych niż marcepan  ponieważ  są bardzo  odżywcze. Są cennym źródłem dobrze przyswajalnego wapnia, białka, wit. B2, B3, E,  magnezu, potasu, fosforu i  nienasyconych kwasów tłuszczowych. Swego czasu zachwyciła mnie informacja o wit. B17  poprawnie nazywanej amigdaliną, która uważana jest za naturalny chemioterapeutyk .
Pamiętać należy , że migdały , jak i inne orzechy, moczymy przed użyciem żeby były łatwo przyswajalne oraz unikamy traktowania ich wysoką temperaturą- podczas obróbki dobroczynne kwasy tłuszczowe zamieniają się w szkodliwe tłuszcze trans.

Nie ma co robić smaka, pora wyjaśnić skąd się bierze mleko migdałowe. 
Oczywiście można je znaleźć w  sklepie. Ale większą frajdę i gwarancję dobrego pochodzenia będziemy mieć jeśli zrobimy je sami w domu. Na ilość starczającą do trzech lub czterech kaw wystarczy nam większa garść obranych migdałów, najlepiej namoczonych dzień wcześniej, które blendujemy z wodą ( w objętości nieco większej niż same migdały ) i przecedzamy przez sitko. Tadam, to wszystko, pozostałą masę można jeszcze wykorzystać w kuchni.  Swoje osobiste , dzisiejsze mleko dosłodziłam odrobiną ksylitolu.

Strasznie dzisiaj wieje w podniebnym świecie co zaburzyło moje obiadowe plany i zniweczyło wczorajsze marzenia o  makaronie soba na obiad. Nie miałabym serca nikogo wysłać na zakupy a szczególnie siebie samej.  To co się działo za oknem zainspirowało mnie za to do ugotowania dzisiaj zupy , która rozgrzewa i oczyszcza , a którą lubimy nazywać mniej oficjalnie parzybrodą.

Często słyszę zarzut, że kapuśniak bez wędzonki to nie kapuśniak no a jak wegański to już całkiem odpada.
Jest i na to sposób - w czasie gotowania wrzucam do gara jedną lub dwie torebki herbaty lapsang, teina paruje a smak wędzonki pozostaje więc zupa jest bezpieczna nawet dla najmłodszych.
Zdjęć zupy nie będzie bo wierzę, że każdy widział kapuśniak. A poza tym znikała tak szybko, że nie udało się uchwycić pełnego korytka w żadnym przypadku.

Drugie danie to szczyt prostoty , smaku  i oczywiście zdrowia.  Zamiast soby- makaronu gryczanego , pocieszyłam nas samą kaszą gryczaną , jakże uwielbianą i cenioną z wielu względów ( świetnie się rozsypuje i można ćwiczyć wzorzyste układanki z kaszy pod i obok korytek , ćwiczy również cierpliwość i sumienność sprzątającego po posiłku ). Z dietetycznego ujęcia ciekawa jest ponieważ jej białka uważane są za cenniejsze niż białka zbóż gdyż dostarcza wszystkich aminokwasów egzogennych a  przeciwutleniaczy ma więcej niż czerwone wino. Śmiało można nazywać ją królową kasz .
Naszą królową zapakowaliśmy do korytka z duszonym porem, czosnkiem, ciecierzycą , marchwią, mieloną mieszanką orzechowo-pestkową i mielonymi migdałami - wszak nic się nie powinno zmarnować po porannej produkcji mleka .







Takie siermiężne wydaje mi się to fotoszaleństwo z mojej strony ale podniebna kraina zasnuta dzisiaj była chmurami, szalały wiatry i deszcze, światło było nieprzyjazne więc jest jak jest.
Zaręczam , że oryginał był smakowity i sycący.

Podobało mi się dzisiejsze korytko. Czuję się zadziwiająco dobrze  biorąc pod uwagę pogodę za oknem i uwięzienie w domu a co najbardziej cenię nie bolała mnie głowa.  Rajsko, po prostu rajsko !











2 komentarze:

Kinia pisze...

uwielbiam migdały i przymierzam się do zrobienia pasty - przepis już mam :)
a teraz kusi mnie mleko migdałowe ... :)

agnieszken pisze...

Kinia, podziel się jaki przepis na pastę masz , moim ulubionym jest przepis na twarożek migdałowy , pewno warto by o nim wspomnieć wkrótce :)