Myślę,że każda dieta , albo raczej zmiana w sposobie odżywiania bywa początkowo powodem do wielu obaw. W głowach tłuką się pytania "jak ja to ogarnę " , "gdzie są pułapki ", " ile tak pociągnę", "czy to na prawdę działa" i wiele innych a często bardziej zawiłych wątpliwości.
Jako miłośnik pełnego korytka wiem doskonale, że po pierwsze liczy się motywacja. Bywa nią wisząca smętnie , błagająca o włożenie sukienka w nieakuratnym rozmiarze , problemy w zaakceptowaniem swojej wizualnej strony ( niekoniecznie związanej z gromadzonymi przez organizm zapasami ), albo przyspieszające bicie serca wyniki badań kontrolnych czy bardziej niepokojący komentarz do nich opiekującego się nami za publiczne składki medyka.
Każda z tych motywacji była mi bliska i pozwoliła mi nabyć sporo doświadczeń.
Aktualnie mam sukienkę , która czeka, widzę, że moja skóra mnie błaga o łagodniejsze traktowanie i szczęśliwie tym razem kondycja zdrowotna nie jest tragiczna- ale czuję , że jest kilka rzeczy do poprawienia.
Dzięki kilku inspirującym rozmowom, kilku artykułom , które natrętnie wręcz kazały się ostatnio przeczytać i przypomnieć pomyślałam "hej przygodo, zaczynamy ! ". I zdrowiej będzie i sukienka się doczeka !
Dieta bezglutenowa jest dietą eliminacyjną . Dla niewprawionych jest to kłopotliwe i frustrujące, niewiarygodnym okazuje się niefrasobliwa wręcz potrzeba producentów żywności wtykania wszędzie choćby szczypty glutenu ! Czytanie etykiet mogłoby wypędzić wielu z bibliotek, na szczęście po pierwszych rozpoznaniach wiemy co jest dla nas właściwe a które marki należy omijać . Tak też bywa z wybieraniem produktów bez składników odzwierzęcych . Praktyka i wprawa skracają czas, który poświęcamy zakupom ( a potem i przygotowaniu posiłków ).
Moja spontaniczność nakazała mi dzisiaj bazować na tym co się znajduje w spiżarni i w jej nowoczesnej formie- lodówce. Przyznaję, że zaliczyłam niezłą wtopę z rana , którą łatwo mi przyszło wytłumaczyć. Do rozruchu potrzebuję sporej dawki kofeiny ( nad tym być może też popracujemy ) i najpierw , z wielką przyjemnością przyjęłam sporą dawkę kawy przygotowanej przez męża i otworzyłam pierwsze oko , przyjęłam drugą dawkę otwierając drugie oko, które spostrzegło karton z mlekiem owsianym dodanym do kawy ! Mimo wielu rozbieżności na temat zawartości i typu glutenu owsianego żegnam się z moim ukochanym mlekiem na czas jakiś i jutrzejsza kawa będzie z mlekiem migdałowym.
Śniadanie stanowiły cztery krążki - o jakże ciężko jest jednak napisać kromki - chlebka ryżowego z hummusem, ogórkiem konserwowym i wędzonym tofu.
Drugim śniadaniem była wczorajsza zupa soczewicowa z jaglanką , ziemniakami i żeby mi nie było przykro (że mało czy ubogo ) dodałam duszone pieczarki , również pozostałe z wczoraj .
Kolejnym wsadem do korytka była zupa jarzynowa , z brokułem, ziemniakiem , quinoa i marchwią a dzień zakończyłam przygotowaną przez męża obiadokolacją - tłuczonymi ziemniakami z mielonymi nasionami ( słonecznik, dynia, sezam, len ), warzywami z patelni - rozpoznałam pieczarki, paprykę, kalafiora, ciecierzycę, brokuła i coś cebulowego.
Przegryzałam jabłkiem, marchwią i owymi chlebkami ryżowymi ( raz posmarowane były dżemem wieloowocowym - jednak potrzebowałam sobie jakoś podbić cukier radykalnie - czyżby brak glutenu ;) ? ).
Ufff, jednak i z pustego korytka można być zadowolonym , to cieszy . Dzień upłynął mi na przyjemnym wnioskowaniu, że bez makaronów i chleba można przecież smacznie żyć . Zwłaszcza mi, cieszę się, że do akcji wkraczają bardzo lubiane przeze mnie makaron gryczany soba i makarony ryżowe .
2 komentarze:
na mnie czekają dwie pary spodenek... wszystko inne już pasuje; nawet za duże było i się pozbyłam ;)
w piekarniku kotleciki jaglano gryczane z warzywami i słonecznikiem :)
no i obowiązkowo rukola :)
mmmm...kotleciki, chętnie bym się wprosiła:)ale na pocieszenie będzie u nas dzisiaj tez gryczana :) a może i z rukolą- zobaczymy :)
Prześlij komentarz