Zastanawiałam się co dzisiaj napisać, od czego zacząć i kłopot mam niemały bo zdjęć sporo, pomysłów też a czasu za to niewiele. Dlatego dzisiaj skompresuję (dziwne jak raczej informatyczny termin pasuje mi do pisania o jedzeniu) kilka niedawnych korytkowych odsłon w jednym wpisie. Wszystkie łączy to, że zostały przygotowane w piekarniku.
Pierwszym jest pomysł na chłodny wieczór (kiedy przy okazji kuchenny piekarnik może służyć jako dodatkowe źródło ciepła), kiedy sami zawijamy się w kołdrę i oglądamy mniej lub bardziej ciekawy film a przekąska sobie dochodzi na grillu.
Cukinię kroimy w paski, pomidory w ćwiartki, podlewamy oliwą połączoną z sosem sojowym, rozgniecionym czosnkiem, pieprzem i tymiankiem. Warzywa pieką się do zarumienienia. Kiedy są gotowe zjadamy z jakimś dodatkiem ( ja zjadłam ze swoim chlebem).
Wszyscy lubią frytki choć są paskudnie niezdrowe. Tak samo jak czipsy, które mają wielu fanów i są prawdopodobnie jeszcze mniej zdrowe niż frytki. Jednakże czasem można zaszaleć a na pewno łatwiej się rozgrzeszyć kiedy wybierzemy domową, pieczoną i bez wątpienia mniej szkodliwą wersję.
Korytkowe frytki są przygotowywane dwuetapowo. Obrane ziemniaki są krojone w słupki i lekko podgotowane, dopiero w takiej formie lądują rozłożone na blasze w piekarniku, lekko skropione olejem. Tym razem piekły się z dynią ( potraktowaną oczywiście wcześniej marynatą- oliwa+sos sojowy+ulubione zioła). Celowo pomijam sałatki i duszony jarmuż z ciecierzycą bo owe nie były z piekarnika choć spotkały się na talerzu. Do kompletu brakuje nam czipsów. Dużo dobrego słyszałam o nich wcześniej ale jakoś nigdy nie było okazji sprawdzić czy na prawdę są takie wyśmienite. Szczęśliwie nadmiar...jarmużu zmusił mnie do wykorzystania go jak najszybciej więc pojawił się na talerzach w formie czipsów właśnie.
Wystarczyło go umyć, pokroić i rozłożyć na natłuszczonej blasze, lekko skropić oliwą i wstawić do nagrzanego (170- 180st.) piekarnika na 15-20 minut.
Czipsy po lewej, frytki pośrodku a dynia po prawej ( w sumie szkoda, że ignoruję cieciorkę z jarmużem bo była również wyśmienita ale kiedyś na pewno wrócę do tego zestawu i napiszę o nim coś więcej).
Do piekarnika możemy wrzucić wiele warzyw. Kolejny zestaw nie powstał jednak na bazie zachcianek ale był rezultatem porządków w lodówce. Na blasze wylądowała papryka i pieczarki. Kasza jaglana była ugotowana już rano ( i wykorzystana do przyrządzenia śniadania) więc pozostało mi przygotowanie sosu z czerwonej soczewicy z jarmużem- ale ponieważ nie były z piekarnika pominę jak były przyrządzone ( jakie to również sprytne kiedy chce się kompresować w jednym poście kilka obiadów!).
Dodam, że wbrew pozorom było to dość szybkie danie, i rzecz jasna, również smaczne .
Na koniec, po tych upchniętych w jednym miejscu sukcesach , pora na przyznanie się do porażki.
Kiszonki nie wyszły, jestem pewna , że to wina sklepowej cukinii, przysięgam w tym miejscu, że po raz ostatni próbowałam je kisić.
Paskudne, prawda ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz