piątek, 20 grudnia 2013

Pora na małą zabawę

Tak, pora na coś innego niż przekonywanie do kapusty czy jaglanki.
Mała zagadka, rozwiązanie to skojarzone z poniższym utworem warzywo , które niedługo pojawi się w korytku

 

Zwycięzca , któremu uda się podążyć moimi pokrętnymi skojarzeniami i odgadnie nazwę (egzotycznego) warzywa, które czeka w lodówce na moje natchnienie, obdarowany zostanie wędzonymi ziołami z podniebnej krainy, o których tutaj wspominałam kilkukrotnie.
Powodzenia !

piątek, 13 grudnia 2013

domowe bąbelki

O zdrowotnych właściwościach probiotyków wie pewno każdy. Uznaje się je za pomocne w leczeniu czy profilaktyce takich schorzeń jak: infekcje helicobacter pylori, biegunki po antybiotykoterapii, zaparcia, nieswoiste choroby zapalne jelit, zapobieganie i leczenie alergii, łagodzenie objawów nietolerancji laktozy, zakażenia układu moczowego, obniżanie poziomu cholesterolu, przewlekłe infekcje grzybiczne - więcej można przeczytać tutaj.

W diecie wegańskiej głównym źródłem pokarmowym probiotyków są kiszonki. Swego czasu eksperymentowałam również z grzybkiem tybetańskim ( lub inaczej kefirowym) i robiłam kefir na bazie mleka owsianego. Nie zachwycał mnie jednak smakiem. Ostatnio udało mi się szczęśliwie zdobyć innego grzybka do przygotowania alternatywnej wersji kefiru. Odnalazłam po raz kolejny japońskie kryształki czyli kefir wodny . Wodny nie znaczy od razu, że jakiś ubogi smakowo! W tej chwili rozkoszujemy się napojem daktylowym bo grzybki  żywią brązowym cukrem i daktylami.






W zależności od dodatków ( czyli owoców jakie dodamy ) możemy otrzymywać-  musujące napoje o różnych smakach czy nawet  piwo imbirowe jeśli dodamy świeżego imbiru do fermentacji.

Na tej stronie znalazłam również wykaz bakterii probiotycznych i drożdżaków, które tak doskonale przerabiają cukier, owoce i wodę w smaczny  i zdrowy napój, jest ich sporo:

Lactobacillus :
Lb.  galactose
Lb. brevis
Lb. casei subsp. casei
Lb. paracasei subsp. paracasei
Lb. casei subsp. ramos
Lb. casei subsp. tolerant
Lb. coraciiform subsp. torquens
Lb. fructose
Lb. hilarities
Lb. homophobia
Lb. plantarum
Lb. pseudo plantarum
Lb. admonishes


Lactococcus:
Streptococcus cremeris
Str. faecalis
Str. lactis
Leuconostoc mesenteroides
Pediococcus damnosus


 Drożdże:
Saccharomyces cerevisiae
Sacc. florentinus
Sacc. pretoriensis
Candida valida
C. lambica
Kloeckera apiculata
Hansenula yalbensis


Mam w planie przetestować  grzybka w kosmetyce i zrobić sobie z niego odmładzającą maseczkę na twarz- pochwalę się efektami pod warunkiem , że znajdę czas na eksperymentowanie - a to myslę dopiero w nowym roku.

Póki co codziennie, lub co dwa dni zlewam gotowy napój, odcedzam grzybki, usuwam zużyte owoce, grzybka zalewam świeżą woda ( kranówą, mamy wyśmienitą wodę) , dosypuję brązowego cukru (mniej więcej łyżkę na szklankę wody ) i wrzucam do butli nowe owoce. W czasie tych procesów unikam metalowych narzędzi i naczyń ( nie służą grzybkowi).

Na zdrowie !
(napój może zawierać do 1% etanolu )

czwartek, 5 grudnia 2013

leniwie pulpety

Tak leniwie zrobiło się w korytku. Tak samo rozleniwiłam się i ja. Z różnych przyczyn musiałam zrezygnować ze swoich ulubionych aktywności ( głównie na basenie ) co nie przełożyło się niestety na fantazjowanie czy kreatywność w kuchni. Ale zaczyna mnie nosić i mam ochotę na coś specjalnego ale póki co korytkowe życie płynie bez specjalnych , kulinarnych ekscesów.
W przyrodzie dla odmiany dzieje się sporo, nie można narzekać na nudę, w ciepłym domku obserwuję sobie naprzemienne opady w dwóch stanach skupienia i różnych natężeniach, pod wieloma kątami i z każdego kierunku.  Atrakcje dopisują i pochwalić się mogę doświadczeniem  latających kontenerów na śmieci oraz solidnej ławki ogrodowej.  Coś od nas poleciało do sąsiadów ale dla równowagi od sąsiadów przyleciało także coś do nas. Ha! Szkoda, że te zjawiska na tyle mi spowszedniały, że nie pomyślałam o uwiecznieniu tego spektakularnego widoku o poranku ....

Ostatnio tak spodobał mi się już  sam wygląd pulpetów jaglanych ( występujących również jako zielone kulki i na pewno były gdzieś z dodatkiem brązowej soczewicy), że udało mi sie przytomnie je sfotografować a teraz mogę je przybliżyć.
Tak, o jaglance powinno się pisać cały czas a szczególnie teraz , zimą kiedy katary i kaszle mogą stać się trudną do przepędzenia  zmorą.

Dla naszej czteroosobowej rodziny gotuję pełen kubek suchej kaszy ( w 2,5 raza większej ilości wody) i zawsze ugotowanej kaszy zostaje mi trochę do późniejszego wykorzystania.  Kaszę oczywiście dokładnie płuczemy a wodę delikatnie ( jeśli szanujemy swoje nerki i nie tylko je) solimy. Kiedy kasza nam stygnie gotujemy krótko ( 5-8 minut) szklankę czerwonej soczewicy, obieramy i trzemy/ blendujemy dwie średnie marchewki, siekamy pół cebuli, które łączymy z marchewką. Pozostałe pół dusimy i łączymy później z ugotowaną soczewicą i szpinakiem, a ponieważ nie mogłam się oprzeć prezentowanej już tutaj inspiracji Sylwii ( a niech to , nie mogę znaleźć linka a czas mnie goni) dorzuciłam również pokrojonego, dużego pomidora . Kiedy kasza jest na tyle chłodna, że potrafimy ją mieszać dłońmi dodajemy marchew z cebulką, dosypujemy ulubionych ziół ( był majeranek, cząber, mieszanka  wędzonych ziół i oczywiście sporo pieprzu)  zagniatamy i formujemy kuleczki- pulpeciki- ich wielkość zależy oczywiście od fantazji i możliwości formującego. Gotowe wrzucamy do sosu aby się podgrzały


Pozostało mi tylko odcedzić ziemniaki ugotowane w mundurkach- żeby się nie powtarzać , że to znowu przejaw lenistwa nadmienię, że pod skórką jest najwięcej witamin. Prawda ? W owocach i innych warzywach na pewno, mam nadzieję, że w ziemniakach także. Kilka świeżych liści szpinaku dla lepszego efektu wizualnego i przyzwoitości ( wszak powinniśmy jeść sporo surowizn) i gotowe.






Smacznego!


czwartek, 28 listopada 2013

nieruskie pierogi ruskie

Tradycyjne pierogi ruskie ( co nie znaczy oczywiście, że naprawdę ruskie ) mogą stać się obiektem tęsknych westchnień w kuchni roślinnej. Jednak nie muszą. O ile sam farsz łatwo jest zrobić z czymś innym niż krowim twarogiem problem miałam z ciastem. Trafiłam jednak tutaj   na przepis na ciasto z mąki gryczanej więc przyszła pora na przetestowanie go i delektowanie się pierogami.

Zaczynamy od ugotowania ziemniaków na farsz, gnieciemy je i mieszamy z podsmażoną cebulka i białym tofu kiedy są jeszcze lekko ciepłe, farsz doprawiamy solą i pieprzem





Zgodnie z podana wyżej propozycją na ciasto potrzebujemy :

  • 250g mąki gryczanej (nieco ponad 1,5 szklanki) + do podsypania
  • 100g mąki ziemniaczanej lub mączki z tapioki (ok. 2/3 szklanki)
  • ½ łyżeczki drobnoziarnistej soli morskiej
  • 1 łyżkę oleju
  • 250ml wrzącej wody   
Przyznaję, że nie jestem dobra w robieniu ciasta i lepieniu pierogów dlatego też  tym razem  było jeszcze gorzej bo byłam bardzo spięta ale  postępowałam zgodnie ze wskazówkami i udało mi się uzyskać  coś tak pięknego





Ciasto było niespodziewanie plastyczne, zabrałam się więc do wałkowania, wykrawania kółek i lepienia pierogów, ciasto w przekroju wyglądało tak




Z ręką na sercu piszę i szczerze się przyznaję  -  naprawdę nie nadaję się do lepienia pierogów ! To ciasto wymaga jeszcze więcej cierpliwości niż pszeniczne, zaciskając zęby szybciutko zrobiłam tyle ile konieczne było na obiad ,

ugotowałam i dodałam podsmażonej cebulki, mocno popieprzonej - bo tak lubię






 
Zjadłam z wielkim smakiem rozważając sobie jak zwykle, że człowiek namęczy się w kuchni, spędzi tam pół dnia a  w efekcie powstają 2 porcje, po których natychmiast nie zostaje ani śladu!

Pozostał mi kawałek ciasta  ale nie wahałam się długo i postanowiłam go wykorzystać inaczej niż mordując się z kolejną porcją pierogów ( mimo wszystko) , więc ciasto zostało pokrojone i wysuszone w piekarniku, powstały mi w ten sposób makaroniki, które potem zostały skonsumowane jako kluseczki w  zupach


Życzę cierpliwości i powodzenia naśladowcom!

piątek, 22 listopada 2013

“Co, kapusta?! Głowa pusta?!”


Czy wszyscy  pamiętają wiersz Jana Brzechwy " Na straganie". To jeden z moich ulubionych w dzieciństwie.
Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:
“Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.”
“Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!”
Rzecze na to kalarepka:
“Spójrz na rzepę – ta jest krzepka!”
Groch po brzuszku rzepę klepie:
“Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?”
“Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu.
Lecz pietruszka – z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może.”

“A to feler” -
Westchnął seler.
Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli:
“Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?”
Burak tylko nos zatyka:
“Niech no pani prędzej zmyka,
Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.”
“A to feler” -
Westchnął seler.
Naraz słychać głos fasoli:
“Gdzie się pani tu gramoli?!”
“Nie bądź dla mnie taka wielka” -
Odpowiada jej brukselka.
“Widzieliście, jaka krewka!” -
Zaperzyła się marchewka.
“Niech rozsądzi nas kapusta!”
“Co, kapusta?! Głowa pusta?!”
A kapusta rzecze smutnie:
“Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
“A to feler” -
Westchnął seler.

Jako dziecko zastanawiałam się dlaczego te warzywa tak się czepiły biednej kapusty skoro ona właśnie ma rację! I dlaczego ma mieć pustą głowę skoro w środku zawsze był pyszny głąb, o który licytowałam się z młodszym bratem ( i zwykle dostawaliśmy sprawiedliwie po pół głąba każdy do obgryzania).
Dorastając zauważyłam, że kapusty nie są w ogóle poważnie traktowane  a nawet  uważane za pożywienie biednych, po kapuście puszcza się bąki i ogólnie jest taka "niewyjściowa", na salonach w każdym bądź razie nie bryluje. Im jestem starsza tym częściej z trwogą łapię się za głowę rozumiejąc jakie to niemądre i niesprawiedliwe myślenie. Kapustne to prawdziwe bogactwo składników odżywczych  oraz profilaktycznych w walce z nowotworami.

Przyznaję, że postanowiłam się podzielić swoimi przemyśleniami kiedy pewnego razu otworzyłam lodówkę i zorientowałam się, że oprócz kilku marchewek i ziemniaków znalazłam tam prawie same kapustne ! 





Na zdjęcie załapały się : kapusta warzywna, kapusta włoska, jarmuż, brokuł, kapusta stożkowa, kalafior, kapusta czerwona i brukselki. W zestawie zabrakło na pewno kapusty białej, kalarepy , kapusty chińskiej i pekińskiej.

Wszystkie kapustne są zalecane w terapii i profilaktyce nowotworowej gdyż charakteryzują się wysoką zawartością wielu substancji czynnych biologicznie. Zwiększenie spożycia kapustnych związane jest z koniecznością zwiększenia podaży jodu w diecie ( część substancji utrudnia wchłanianie jodu przez tarczycę ). Wyczerpujące wyjaśnienie działania antynowotworowego można znaleźć tutaj. 

Sok i okłady z liści  kapusty są doskonałym panaceum na stłuczenia, zwichnięcia  i zapalenia stawów. Sam sok ma właściwości oczyszczające organizm, wzmacnia odporność pomaga likwidować obrzęki spowodowane zatrzymywaniem wody. Pomaga na wrzody żołądka. Spożywanie kapusty wzmacnia włosy i paznokcie. Zawiera witaminy C, B, A, K. Podczas gotowania można bez problemu wyczuć siarkę  a oprócz niej bezzapachowe: wapń, magnez, potas, kwas foliowy i arsen.

Najstarszą użytkową formą kapustnych jest jarmuż, trochę o nim było już tutaj, zapamiętać należy , że ze względów na ilość składników mineralnych i odżywczych dominuje nad innymi kapustnymi a dodatkowo jest mało wymagający w uprawie. Jest moim ukochanym warzywem kapustnym.

Wszystkie drogocenne składniki są wrażliwe na wysokie temperatury więc powinno się je obrabiać jak najkrócej a najlepiej spożywać na surowo.

Surówek z kapustnych można zrobić sporo, w podniebnej krainie popularna jest coleslaw choć jej rozprzestrzenienie na całą Europę zawdzięczamy prawdopodobnie starożytnym Rzymianom ( którzy uważali kapustę za uniwersalny środek na wszelkie dolegliwości ). Jej podstawą jest oczywiście szatkowana kapusta oraz marchew , dodatkami może być cebula, jabłko, rodzynki czy orzechy oraz sos majonezowy. Zamiast kapusty można również wykorzystać surowego brokuła.

Myjemy kapustę, marchewki, obieramy cebulę


Warzywa szatkujemy, ja użyłam czopera przez co wszystko było poszatkowane bardzo drobno ale za to ja się  nie zmęczyłam, w trakcie postanowiłam dodać również małe jabłko.

Sos majonezowy zrobiłam z łyżeczki musztardy, 5 łyżek majonezu sojowego, 2 łyżek oliwy, soku z cytryny z przyprawami- solą i pieprzem.


Coleslaw był dodatkiem do burgerów z jaglanki i soczewicy z sałatką jarzynową.

Robi się tak wcześnie ciemno a ja  nie mam jeszcze dobrego pomysłu jak robić zdjęcia bez lampy ale pierwsza próba za mną... Może dopóki skazana jestem na mroki zajmę się  drugimi śniadaniami ?

Linki z przydatnymi informacjami o kapustnych:
kapuściana apteka
Właściwości lecznicze kapusty









piątek, 15 listopada 2013

marchwiowo- gruszkowe

 Tak , popełniłam kolejne ciasto. Na specjalne życzenie miało być wilgotniejsze  niż poprzednie i udało się!
Składniki :
400 gr mąki ( specjalna mieszanka dopieczenia )
300 gr ugotowanej kaszy jaglanej
250 ml wody
5 średnich marchwi
2 gruszki
6 łyżek oleju
duża garść daktyli
duża garść suszonych moreli
cynamon
gałak muszkatołowa
1/2 łyżeczki soli
4 łyżki cukru
5 namoczonych łyżek siemienia

Drobno ścieramy marchew, mielimy daktyle z morelami, mieszamy z pozostałymi składnikami i gruszkami . Masa gotowa.



Przelewamy ją na nasmarowana blachę i pieczemy w temp. ok. 180 st do momentu kiedy patyczek , którym sprawdzamy ciasto w środku będzie prawie suchy. ( Na zdjęciu upieczone już ciasto).




Ciasto uzyskało dzięki marchwi piękny  pomarańczowy odcień.

Za oknem jest paskudnie, zimno, mokro i wietrznie, rozmyślam czy dobrym pocieszeniem dla wszystkich nie byłoby upieczenie kolejnego ciasta ?

wtorek, 12 listopada 2013

Szybciorem

Ponieważ nie ogarniam, korytko leży odłogiem więc skorzystam z inspirującego do napisania tego postu braku czasu i ochoty do gotowania, które zdarzyło mi  się dzisiaj. Nie lubię kiedy na siłę wchodzę do kuchni ale nakarmić wszystkich trzeba! Więc dobrze, że jutro będzie jutro a dzisiejsza propozycja jest za to prosta, łatwa , przyjemna , tania i smaczna ( po tym wstępie nie pozostaje nic tylko przygotować to samemu ).

Co nam jest potrzebne ?

Kasza gryczana ( woreczek na głowę czy jak kto woli na żołądek)
soczewica czerwona 250gr ( duży kubek)
por
czosnek
seler
cukinia
sól, pieprz






Na zdjęciu widać wersję rozbudowaną - sos z czerwonej soczewicy można zrobić bez cukinii i bez selera , ja jednak wykorzystałam te warzywa  uprzednio drobniutko je siekając ( można je również zetrzeć ).

Gotujemy wodę  potrzebną do przyrządzenia kaszy gryczanej oraz dusimy posiekane warzywa - por, seler, cukinia i czosnek.



Kiedy staną się miękkie zalewamy je dwoma szklankami bulionu warzywnego a kiedy całość się zagotuje wsypujemy około 250 gr czerwonej soczewicy, bez mieszania zostawiamy na małym ogniu pod przykryciem.
W tym samym czasie woda do gotowania kaszy jest na pewno wrząca, więc solimy ją i wrzucamy kaszę (która gotuje się około 15-20 minut). Kasza jest w worach więc gotowanie jest banalnie proste.

Czekamy kiedy wszystko dojdzie do siebie , odsączoną kaszę wysypujemy na talerze, dodajemy sos i gotowe.


Smacznego!

niedziela, 3 listopada 2013

łuhu ha!

W ostatnim wpisie było m.in. o tym, że w podniebnej krainie wg tradycji nastaje już zima. I co ? Wynika jasno,że tradycji należy ufać. Dzisiaj , wczesnym rankiem, nie bacząc na chłód wybiegłam przed dom uchwycić pierwszy śnieg w  wysokich górach.


Pozostanie tak do maja...

 
Dobry to dzień żeby przywołać ostatni wynalazek, po którym pozostało tylko wspomnienie. 
Obejrzałam wiele wegańskich blogów ( co ostatnio stało się moją namiętnością) w poszukiwaniu jakiegoś łatwego dla mnie przepisu na ciekawy wypiek , który miałby w dodatku jakiś nieskomplikowany skład. Zawsze jednak coś mi nie pasowało- albo za dużo kombinowania albo udziwnione składniki ( co było frustrujące głownie podczas oglądania blogów amerykańskich).
Zrobiłam więc tak jak zwykle - wymyśliłam swoje ciasto z dostępnych w domu składników. I cieszę się, że mam to miejsce bo przepis mi nie przepadnie ( jak wiele innych w przeszłości).

Po pierwsze namoczyłam łyżkę nasion chia i łyżkę siemienia lnianego ( mogłoby to być samo siemię ) następnie zblendowałam w czoperze:
3 łyżki wiórków kakaowych
25 gr obranych migdałów
50 gr orzechów włoskich
dodałam i nadal blendowałam
1 dużego dojrzałego banana
opakowanie 16 gr cukru waniliowego ( jakże cieszyłam się z jego odnalezienia!)
4 łyżki cukru brązowego
6 łyżek oleju 
1 łyżkę soku z cytryny

Przełożyłam masę  do miski , dolałam zmiksowane, namoczone nasiona i zmieszałam wszystko z 
300 gr mąki (specjalnej do wypieków )
1 kubkiem wody.


 Masę przelałam do nasmarowanej tortownicy ( nie bez przyczyny młodszy korytkowicz nazywa wszelkie domowe wypieki tortami ! ) a na górze ułożyłam pokrojone jabłka i orzechy włoskie.






Ciasto piekło się 45 minut w temperaturze ok. 190 st. (następnym razem będzie się piekło w niższej bo orzechy się trochę przypaliły).




Przypalone Orzechy wyskubałam ( chcąc oczywiście uniknąć krytyki korytkowiczów )




 W środku ciasto było doskonale wypieczone i miało orzechowy posmak. Będę  eksperymentować w wersji  makowej  i marchwiowej.  Byłam bardzo dumna, że się udało a jeszcze bardziej, że smakowało!

czwartek, 31 października 2013

Happy Halloween

Halloween wywodzi się z celtyckiego obyczaju All Hallow's Eve. Jak wierzyli Celtowie 31 października, kiedy kończyło się lato (stary rok) a zaczynała zima ( nowy rok) od świtu do zmroku ziemia jest nawiedzona przez złe i dobre duchy, granica między dwoma światami jest zatarta. Dzisiaj nie pali się już ognisk ani nie przebiera w stare łachmany żeby odpędzić te złe a wystawianym poza domostwa jedzeniem udobruchać dobre duchy, w nowoczesnej i skomercjalizowanej formie przystraja się domy, wykonuje latarnie z dyni a dzieci strasząc psikusami zbierają słodycze.
W podniebnej krainie Halloween jest drugim jeśli chodzi o popularność po Bożym Narodzeniu świętem. Z tej to też przyczyny przed korytkowym domem pojawiła się dzisiaj dyniowa latarnia.


Szczególnym, lokalnym  zwyczajem jest powinność dzieci do wykonania małego występu- muszą zaśpiewać, powiedzieć wierszyk  lub żart/ zagadkę zanim dostaną słodycze.

 Duchy, zjawy i upiory,
Diabły, strzygi, inne zmory,
Dzisiaj ze swych grobów wstają
i do Twoich drzwi pukają,
Jeśli nie chcesz ich się bać,
Musisz im cukierka dać.


Tutejsze kobiety przed pójściem spać powinny wysprzątać dom i wystawić jedzenie dla duchów. Wysprzątałam a dla duchów mam zupę dyniową. Masę zupy dyniowej ponieważ nasza dynia była ogromna!

Za oknami wieje i pada, jest bardzo chłodno ( kilkakrotnie było gradobicie) więc zupa musi być koniecznie rozgrzewająca a jak rozgrzewająca to i pikantna.
Jak przygotować pikantną zupę curry z mlekiem kokosowym ? Jeśli nie musimy pieczołowicie i oszczędnie- dla samej dyni a finalnie latarni - drążyć w celu pozyskania miąższu sprawa jest prosta.
Posiekana cebulę podsmażamy, dorzucamy miąższ dyni, solidny kawałek obranego imbiru, podlewamy warzywnym bulionem, doprawiamy ostrym chili i dusimy aż dynia się rozpadnie. Ponieważ lubimy nawet w kremowych zupach wyczuwalne kawałki w osobnym garnku gotowały się pokrojone w kostkę ziemniaki i marchew, nie jest to oczywiście zabieg konieczny, można wszystko gotować w jednym naczyniu. Doprawiamy uduszoną dynie mieszanką curry i miksujemy. Zmiksowaną zupę uzupełniamy mlekiem kokosowym z puszki , doprawiamy wedle potrzeby i podajemy. Smacznego.



Happy Halloween!

środa, 30 października 2013

czipsy, frytki i warzywa z piekarnika

Zastanawiałam się co dzisiaj napisać, od czego zacząć i kłopot mam niemały bo zdjęć sporo, pomysłów też a czasu za to niewiele. Dlatego dzisiaj skompresuję (dziwne jak raczej informatyczny termin pasuje mi do pisania o jedzeniu) kilka niedawnych korytkowych odsłon w jednym wpisie. Wszystkie łączy to, że zostały przygotowane w piekarniku.
Pierwszym jest pomysł na chłodny wieczór (kiedy przy okazji kuchenny piekarnik może służyć jako dodatkowe źródło ciepła), kiedy sami zawijamy się w kołdrę i oglądamy mniej lub bardziej ciekawy film a przekąska sobie dochodzi na grillu.


Cukinię kroimy w paski, pomidory w ćwiartki, podlewamy oliwą połączoną z sosem sojowym, rozgniecionym czosnkiem, pieprzem i tymiankiem. Warzywa pieką się do zarumienienia. Kiedy są gotowe zjadamy z jakimś dodatkiem ( ja zjadłam ze swoim chlebem).

Wszyscy lubią frytki choć są paskudnie niezdrowe. Tak samo jak czipsy, które mają wielu fanów i są prawdopodobnie jeszcze mniej zdrowe niż frytki. Jednakże czasem można zaszaleć a na pewno łatwiej się rozgrzeszyć kiedy wybierzemy domową, pieczoną i bez wątpienia mniej szkodliwą wersję.
Korytkowe frytki są przygotowywane dwuetapowo. Obrane ziemniaki są krojone w słupki i lekko podgotowane, dopiero w takiej formie lądują rozłożone na blasze w piekarniku, lekko skropione olejem. Tym razem piekły się z dynią ( potraktowaną oczywiście wcześniej marynatą- oliwa+sos sojowy+ulubione zioła). Celowo pomijam sałatki i duszony jarmuż z ciecierzycą bo owe nie były z piekarnika choć spotkały się na talerzu. Do kompletu brakuje nam czipsów. Dużo dobrego słyszałam o nich wcześniej ale jakoś nigdy nie było okazji sprawdzić czy na prawdę są takie wyśmienite. Szczęśliwie nadmiar...jarmużu zmusił mnie do wykorzystania go jak najszybciej więc pojawił się na talerzach w  formie czipsów właśnie.
Wystarczyło go umyć, pokroić i rozłożyć na natłuszczonej blasze, lekko skropić oliwą i wstawić do nagrzanego (170- 180st.) piekarnika na 15-20 minut.





Czipsy po lewej, frytki pośrodku a dynia po prawej ( w sumie szkoda, że ignoruję cieciorkę z jarmużem bo była również wyśmienita ale kiedyś na pewno wrócę do tego zestawu i napiszę o nim  coś więcej).

Do piekarnika możemy wrzucić wiele warzyw. Kolejny zestaw nie powstał jednak na bazie zachcianek ale był rezultatem porządków w lodówce. Na blasze wylądowała papryka i pieczarki. Kasza jaglana była ugotowana już rano ( i wykorzystana do przyrządzenia śniadania) więc pozostało mi przygotowanie sosu z czerwonej soczewicy z jarmużem- ale ponieważ nie były z piekarnika pominę jak były przyrządzone ( jakie to również sprytne kiedy chce się kompresować w jednym poście kilka obiadów!).





Dodam, że wbrew pozorom było to  dość szybkie danie, i rzecz jasna, również smaczne .

Na koniec, po tych upchniętych w jednym miejscu sukcesach , pora na przyznanie się do porażki.
Kiszonki nie wyszły, jestem pewna , że to wina sklepowej cukinii, przysięgam w  tym miejscu, że po raz ostatni próbowałam je kisić.




Paskudne, prawda ?

czwartek, 24 października 2013

kiszonki

Wspominałam już o dobroczynnym wpływie kiszonek. Bardzo mi brakuje możliwości kiszenia warzyw ponieważ w podniebnej krainie nie ma ich wyboru a te sklepowe zbytnio nie nadają się do tego.
Jednak kto nie próbuje ten nie powinien marudzić.


Więc kisimy, w kamionce na dnie spoczęły liście kapusty a powyżej cukinia i marchew, z suchym koprem, czosnkiem, gorczycą, zielem angielskim, solą i kminkiem. Całość przykryta talerzykiem i przyciśnięta słoikiem z wodą, kamionka przykryta jest ściereczką. Pożyjemy, zobaczymy, mam wielką nadzieję, że w którymś z kolejnych postów  uda napisać mi się coś dobrego o moich kiszonkach. Teraz cierpliwie obserwuję zalewę i zbieram wypływające przyprawy dbając aby nie wdała się pleśń.


Apple Day

Czasami pomysł na coś prostego i smacznego przychodzi jak wybawienie.
Tak stało się również dzisiaj !
Jeden z korytkowiczów wpadł do domu oznajmiając, że dzisiaj obchodzony jest dzień jabłka ( i sadów) co ucieszyło mnie bo właśnie kończył się gotować brązowy ryż.
A jabłka ? Jabłka są zawsze, nie zawsze tak świeże i jędrne jak teraz ale są.
Wybrałam

umyłam , zielone obrałam (były nieorganiczne, a jabłka są owocami , które niestety gromadzą dużo toksyn z oprysków) a czerwone użyłam ze skórą- pokrojone udusiłam  ze spora garścią daktyli i  cynamonem.
Jakże proste, jakże szybkie i pożywne. Jakże tanie danie ! Cynamon ma właściwości rozgrzewające więc potrawa doskonale sprawdza się w październikowe popołudnia.


Wiele dobrego można napisać o samych jabłkach- zawierają minerały i witaminy oraz sporo pektyn, które działają jak miotełka w naszym organizmie wiążąc niektóre metale ciężkie w nierozpuszczalne sole wydalając je oczyszczają z toksyn oraz regulują florę bakteryjną. Palacze i  mieszkańcy dużych miast powinni jeść jak najwięcej jabłek. Pektyny zmniejszają wchłanianie cholesterolu więc są również polecane osobom mającym problem z jego zbyt wysokim poziomem jak i jako profilaktyka miażdżycy i zawałów. Jabłka mają wysoką zawartość potasu, dzięki temu regulują gospodarkę elektrolitową w organizmie. Jedzenie jabłek na surowo wzmacnia pracę serca, układ nerwowy i poprawia pracę wątroby.
Są smaczne i co  chyba najważniejsze, występują w około 10 tysiącach odmian więc każdy może znaleźć swoją ulubioną.

Mądrość medycyny ludowej przypomina "Jedz jabłka, a ominiesz lekarza", z kolei dietetycy uważają, iż powinno jeść się przynajmniej dwa jabłka dziennie "Rano dla urody, wieczorem dla zdrowia".

niedziela, 20 października 2013

Polentaaaa?! Siii!

Jest jedno zboże , które mnie do siebie nie przekonuje, dlatego jadam je najczęściej poza domem.
Dosyć długo też nie mogłam dopuścić myśli , że mgliste wspomnienie pewnej bardzo lubianej  kreskówki z dzieciństwa jest tak mocno powiązane z owym zbożem.
Ktoś , kto urodził się pod koniec lat siedemdziesiątych pewno pamięta "Białego delfina Um". Ja byłam na tyle mała , że zapamiętałam delfina oraz... sceny, w czasie których przypływał  tajemniczy marynarz, który zawsze wołał do swojej żony; "Polentaaa ?!" a ona odpowiadała "Siii!". Polenta zakodowała mi się gdzieś głęboko jako coś niespotykanego i egzotycznego.
Bach! Czar pryska, trzeba głośno powiedzieć, że polenta z kreskówki była najprawdopodobniej przyrządzona z kaszy i mąki kukurydzianej! Tak, to kukurydza wzbudza we mnie mieszane uczucia, kojarzy mi się niezmiennie jako zboże pastewne.
Najistotniejsze jest to ,że polenta jest zjadliwa i łatwa do przyrządzenia. I zasmakowała korytkowiczom.
Do samego przygotowania podeszłam równie nieufnie jak do kukurydzy, przeczytałam etykietę opakowania  i spontanicznie gotowałam kaszę wsypując ją do bulionowego wrzątku z drobno posiekanym jarmużem, mieszając kiedy zgęstniała i raz dolewając wody. Kiedy gotowa breja ( w Rumunii polenta nazywana jest  mamałygą) stygła w foremce doczytałam w kilku blogach o tym, że powinno się polentę kręcić w garze dokładnie określoną ilość czasu i przestrzegać ściśle miar dolewanej wody. Jednak nie trzeba, należy zaufać intuicji i doświadczeniu, mieszać i dolewać wody na tyle żeby masa była plastyczna i gęsta po czym wylać ją na nasmarowaną, płaską blachę.



 Niejedna Włoszka pokiwałaby z pożałowaniem nad korytkową blachą wylewając swoją polentę (we Włoszek tradycyjnie przyrządzoną z kaszy kasztanowej) na marmurowe blaty w kuchni.
Ostudzona polenta została pokrojona i grilowana. Grilowała się również dynia (doprawiona marynatą czosnkową z tymiankiem), gotował brokuł z fasolką szparagową a w małym rondelku krótko ( co bardzo istotne) dusiła się brukselka z porem i jarmużem . Brukselka przywiodła mnie do głębszych kulinarnych rozmyślań- ale o tym innym razem.


Kiedy brukselka nie straciła swoich zieleni dodałam zmiksowane nasiona- czyli śmietankę  (dynia, słonecznik, siemię, sezam), doprawiłam sosem sojowym i pieprzem i ta część korytka była gotowa.





Oczywiście nie mogło zabraknąć świeżej zieleniny- miks sałat z pomidorem , majonezem i cebulką.
Polenta wypadła całkiem dobrze, wyśmienita była również na zimno. Zastanawiam się nad jej użyciem jako baza do pizzy. Zobaczymy, wegański ser czeka w lodówce.

Polentaaa?! Siii!

piątek, 18 października 2013

z dreszczykiem...

Sezon dyniowy rozpoczął się dla mnie z dreszczykiem.
Początkiem była wielka radość ze znalezienia dyni- również wielkiej, nastał czas na sto potraw z dyni.


Na szybko przyszedł mi do głowy pomysł żeby udusić dynię z jarmużem, a dla sprężystości dodać granulat sojowy. Granulat się moczył w bulionie, dynia została umyta, przekrojona, wypestkowana w części , której użyłam (1/4), obrana i pokrojona w małe kwadraty.


 Jarmuż umyty i pokrojony wrzucony na duszącą się cebulę, brązowy ryż gotował się z kurkumą.
Do duszących się warzyw dodaję dynię z granulatem, zaczynam dusić, robię zdjęcie i co widzę?


Coś całkiem inaczej wyglądającego niż w garze! O zgrozo aparat zwariował! Nie ma kolorów!
Miałam jeszcze nadzieję, że to ja coś niebacznie powciskałam i wszystko wróci do normy więc skupiłam się na doprawieniu warzyw i gotowe korytka wyjechały na stół podane z ryżem.


Zdjęcie - katastrofa! Natrętna myśl o niemożności robienia kolejnych zdjęć do korytka została tylko chwilowo zepchnięta na dalszy plan podczas delektowania się , o wiele piękniej i kolorowo wyglądającą dynią w jarmużu.
Nie wiem do tej pory czy to wina niewygód jakie znosi aparat spoczywając w czasie gotowania na lodówce ( mam przynajmniej gwarancję, że nie spadnie) czy też karta ze starości odmówiła posłuszeństwa ale najważniejsze jest to, że będziemy jednak jeszcze działać wspólnie.
Tylko ta pierwsza dynia w sezonie jakoś tak z dreszczykiem wyszła...

środa, 9 października 2013

zielone kulki

Tytułowe zielone kulki w pierwotnym założeniu miały być wielokolorowe ale zdążyłam stuknąć się w czoło i oszczędzić  pracy z mieszaniem farszy. Inaczej mówiąc,  nie dałam się ponieść fantazji.
Zaznaczam od razu , że może i całe gotowanie wygląda na skomplikowane  ale tak wcale nie było.

Potrzebna jest ugotowana kasza jaglana, zblendowany szpinak ( 100gr ), 3 łyżki namoczonego siemienia lnianego, 3-4 łyżki suchego słonecznika, posiekana natka pietruszki a  w razie potrzeby (gdyby kulki słabo się kleiły) mąka bezglutenowa do podsypania . Przestudzoną kaszę mieszamy z wymienionymi składnikami, doprawiamy  i formujemy kulki.


Kulki gotujemy we wrzątku lub w bulionie do ich wypłynięcia na powierzchnię.
Kulki kulkami , pora na dodatki.

Na zimno- sałatka jarzynowa, nietradycyjna- z ziemniaków, batatów, marchwi, kiszonego ogórka, cebuli i oliwy, podsmażona cebulka- w której umieścimy kulki oczekujące na przygotowanie czosnkowych pieczarek w sosie słonecznikowym. Brzmi skomplikowanie ? Podsmażamy pieczarki, wrzucamy na patelnię spora garść szpinaku, kiedy szpinak jest miękki wciskamy czosnek ( ilość zależna jest od upodobań, korytkowicze lubią sporo więc były 3 ząbki ) , doprawiamy ( sól, pieprz, ew. sos sojowy) i zalewamy zblendowanym z wodą słonecznikiem (  spora garść ze 150ml wody).


Żeby było ciasno na talerzu ugotowałam na parze również brokuły.


W podniebnej krainie coraz częściej jest ciemno i coraz gorzej wychodzą zdjęcia, ostrzegam więc , ze nie zawaham się używać lampy błyskowej choć nie lubię efektów- ale lepiej zobaczyć wszystko w nienaturalnych kolorach niż nie zobaczyć nic..

Trochę mnie poniosło z produkcją kulek więc kolejnego dnia zjedliśmy je podsmażone z kalafiorami duszonymi z czerwoną kapustą, ziemniakami w mundurkach, szparagami i bobem.


smacznego !

sobota, 5 października 2013

makaron rulez

Dość długi czas borykałam się z brakiem dostępu do makaronu bezglutenowego w podniebnej krainie, to znaczy mogłam kupić taki drogi ( co jeszcze nie jest najstraszniejsze ) ale sprowadzony z drugiego końca świata co wystarczająco mnie do niego zniechęciło. Ponieważ wszystko co złe i nieprzyjemne  mija powrócił na sklepowe półki również makaron. W korytku zawrzało, korytkowicze domagali potraw z makaronami prawie każdego dnia a kiedy miałam dość słowa makaron dyplomatycznie dopytywali o spagetti...

W tej odsłonie duszony jarmuż, kapusta, cebula,  brised tofu (puszkowe), marchew i ugotowany na parze groszek.

W tej z kolei makaron był dodatkiem do lekkiego , acz pikantnego jarzynowego lecza.

Odważyłam się na nazwanie dania leczem ponieważ podstawą były kolorowe papryki  a poza nimi: cebula, cukinia, kalafior i groszek. Całość warzyw wpierw marynowała się ponad godzinę ( w zaprawie z oleju, soli, tamari, pieprzu, papryki, chilli, czosnku,  tymianku i rozmarynie) a następnie dusiła do względnej miękkości.

Poziom nasycenia makaronem osiągnął obecnie normę, pora na  kolejne makaronowe danie przyjdzie dopiero jakiegoś zabieganego dnia kiedy nie będzie czasu na nic prostszego i szybszego jak na spagetti!


piątek, 4 października 2013

ordynarne sznycelki

Tak, ordynarne. Mogą być zwykłym zapychaczem ze słonecznikiem albo możemy je wzbogacić dodając np.zioła. W każdym bądź razie skład jest prosty i  możemy wykorzystać pozostały z poprzedniego dnia np.ryż (mogłaby to być kasza gryczana czy jaglana).  Sznycelki dowodzą również jednej przewagi mąki bezglutenowej nad tradycyjną , która  nie jest intensywna w smaku  i łatwo przyjmuje smak przypraw.

Zaczynamy od przygotowania granulatu sojowego ( przyjrzałam się naszej etykiecie- GMO free, wzbogacony w wit.B.12 i D, dobre i to )- zalewamy gorącym bulionem, przyprawiamy wg uznania (lubczyk, czosnek, sos sojowy, ulubione zioła). Siekamy cebulę, obieramy 1-3 ząbki czosnku, które przeciskamy, łączymy z cebulą i lekko odsączonym granulatem, ryżem, słonecznikiem, przyprawiamy ( w mojej wersji była to mieszanka wędzonych ziół, pieprz i cząber) i  mieszamy z taką ilością mąki żeby łatwo formować małe kulki (masa pozostaje lekko klejąca).

Na 15 sztuk potrzebowałam dwóch szklanek namoczonego granulatu, 3/4 szklanki ugotowanego ryżu, 1/2 szklanki słonecznika. Sznycelki powinny chwile poleżeć ( słonecznik absorbuje płyn a nasze sznycelki staja się bardziej zwarte ). Doskonały czas na przygotowanie jakiejś sałatki bądź surówki.

Kotleciki obsmażamy na złotawy kolor.


nieskomplikowane, naprawdę , i szybko znikające