Nie jest to dobra pora na pisanie bo pora jest odpowiednia na spacer więc postaram się napisać krótko i zwięźle.
Sama forma odpowiada tematowi- dzisiaj propozycje przekąsek.
Prosty i łatwy do zaserwowania zestaw : oprócz krakersów z pastą burakową i awokado ( z poprzedniego posta) dodatkiem jest cukinia z marynatą z oliwy ( zielona pietruszka, czosnek, tamari i sok z cytryny), świeże pomidory, sałata i odrobina marchwi.
Wygląda pięknie ale na np. piknik warto przygotować sobie coś co łatwiej spakować i podać.
Oto suszone czipsy warzywne a któż nie lubi czipsów - u nas zawsze są pożądanym kąskiem.
Do suszenia przygotowałam sobie marynatę: czosnek, koper, natka pietruszki, imbir, papryczki chili, sól i oliwa z oliwy, którą to smarowałam warzywa przygotowane do suszenia
buraki
selery (warto je zjadać jako pierwsze ponieważ gorzknieją z czasem)
i cukinia.
Nasza domowa suszarka poradziła sobie znakomicie z wszystkimi warzywami w ciągu nocy i ku mojemu zadowoleniu wcale nie miałam jakiegoś ekstra zmywania a spodziewałam się ściekającej marynaty.
Więc pora na spacer z małym piknikiem, nasz dzisiejszy połączymy ze zbieraniem kwiatów mniszka na syrop majowy ( czy może pierwszy kwietniowy) i młodych liści na sałatki.
piątek, 17 kwietnia 2015
sobota, 11 kwietnia 2015
surówki
Moje ostatnie zamiłowanie do surowizny nie oznacza wcale, że reszta korytkowiczów chrupie ze mną sałatki i popija smothie. Gotuję im regularne posiłki, do których jednak przenika więcej surowych warzyw.
Do zestawu surówek każdy dostaje swoje danie
a zestaw może być taki jak ten powyżej:
-ogórki kiszone z sałatą są rozpoznawalne a dalej kolejno zgodnie z ruchem wskazówek zegara:
-kalafior z brokułem , porem i natką pietruszki + tłoczony na zimno olej
-burak z awokado i czosnkiem -który idealnie sprawdza się jako pasta do kanapek!
-biała kapusta, marchew, kiszony ogórek i por + olej
Warzywa są zblendowane.
Mój zestaw wygląda przykładowo tak:
Znalazłam jeszcze zestaw przejściowy (jeden z ostatnich gotowanych posiłków)
gdzie oprócz boczniaków duszonych z kiełkami mungo , burakiem i marchwią znalazła się surówka z buraka, marchwi i jabłka oraz druga z kapusty białej, pora i marchwi.
Wszystkiego chrupiącego!
Do zestawu surówek każdy dostaje swoje danie
a zestaw może być taki jak ten powyżej:
-ogórki kiszone z sałatą są rozpoznawalne a dalej kolejno zgodnie z ruchem wskazówek zegara:
-kalafior z brokułem , porem i natką pietruszki + tłoczony na zimno olej
-burak z awokado i czosnkiem -który idealnie sprawdza się jako pasta do kanapek!
-biała kapusta, marchew, kiszony ogórek i por + olej
Warzywa są zblendowane.
Mój zestaw wygląda przykładowo tak:
Znalazłam jeszcze zestaw przejściowy (jeden z ostatnich gotowanych posiłków)
gdzie oprócz boczniaków duszonych z kiełkami mungo , burakiem i marchwią znalazła się surówka z buraka, marchwi i jabłka oraz druga z kapusty białej, pora i marchwi.
Wszystkiego chrupiącego!
czwartek, 9 kwietnia 2015
surowe krakersy
Zgodnie z obietnicą w tym korytku będzie nieco odmiennie.
Zdecydowałam się usunąć przydługi wstęp i napiszę tylko, że w ramach zrzucania kilku kilogramów i wiosennego oczyszczania zaczęłam jeść na surowo.
Jestem bardzo zaskoczona pozytywnymi efektami - nie chodzi mi tylko o łatwość z jaką pozbyłam się pierwszych 6 kilogramów i widoczną poprawę cery ale i o samopoczucie, które za wyjątkiem pogorszenia w drugim tygodniu (kiedy próbowałam robić równocześnie detoks i odrobaczałam się) jest wyśmienite. Spodziewałam się braku energii i uczucia zimna ale nic z tych rzeczy!
Oczywiście pierwszej rzeczy, której mi zabrakło były zastępniki pieczywa ale i z tym można sobie prosto poradzić więc zaczynamy od surowych krakersów.
Podstawowym składnikiem są wytłoki z warzyw pozostałe po wyciskaniu soku, tych mi teraz nie brakuje- wykorzystuję te z marchwi i buraków, dodaję posiekaną cebulę (można posiekać pomidora albo paprykę), zmielone orzechy- sporą garść (włoskie, laskowe, brazylijskie i nerkowce) oraz nasiona (len, dynię, słonecznik, sezam, które również warto delikatnie zmielić), powstałą masę mieszamy doprawiając według upodobań- jak dla mnie to sól, ostre papryczki, kurkuma, curry, czarnuszka i cząber.
Masę zostawiamy na około godzinę- stanie się bardziej zwięzłe po czym rozprowadzamy ją na papierze, kroimy na kwadraty bądź prostokąty i tak przygotowane suszymy (idealny byłby dehydrator) w lekko nagrzanym piekarniku z termoobiegiem (korzystałam z grilla i temperatury około 30- 35 stopni) .
Po pierwszej godzinie suszenia delikatnie odwracamy krakersy- przykładamy drugi arkusz papieru do pieczenia i delikatnie obracamy masę, wkładamy ponownie do piekarnika i suszymy ...kolejne kilka godzin.
Krakersy są gotowe wtedy, kiedy są już całkiem suche i sztywne.
Smacznego!
Zdecydowałam się usunąć przydługi wstęp i napiszę tylko, że w ramach zrzucania kilku kilogramów i wiosennego oczyszczania zaczęłam jeść na surowo.
Jestem bardzo zaskoczona pozytywnymi efektami - nie chodzi mi tylko o łatwość z jaką pozbyłam się pierwszych 6 kilogramów i widoczną poprawę cery ale i o samopoczucie, które za wyjątkiem pogorszenia w drugim tygodniu (kiedy próbowałam robić równocześnie detoks i odrobaczałam się) jest wyśmienite. Spodziewałam się braku energii i uczucia zimna ale nic z tych rzeczy!
Oczywiście pierwszej rzeczy, której mi zabrakło były zastępniki pieczywa ale i z tym można sobie prosto poradzić więc zaczynamy od surowych krakersów.
Podstawowym składnikiem są wytłoki z warzyw pozostałe po wyciskaniu soku, tych mi teraz nie brakuje- wykorzystuję te z marchwi i buraków, dodaję posiekaną cebulę (można posiekać pomidora albo paprykę), zmielone orzechy- sporą garść (włoskie, laskowe, brazylijskie i nerkowce) oraz nasiona (len, dynię, słonecznik, sezam, które również warto delikatnie zmielić), powstałą masę mieszamy doprawiając według upodobań- jak dla mnie to sól, ostre papryczki, kurkuma, curry, czarnuszka i cząber.
Masę zostawiamy na około godzinę- stanie się bardziej zwięzłe po czym rozprowadzamy ją na papierze, kroimy na kwadraty bądź prostokąty i tak przygotowane suszymy (idealny byłby dehydrator) w lekko nagrzanym piekarniku z termoobiegiem (korzystałam z grilla i temperatury około 30- 35 stopni) .
Po pierwszej godzinie suszenia delikatnie odwracamy krakersy- przykładamy drugi arkusz papieru do pieczenia i delikatnie obracamy masę, wkładamy ponownie do piekarnika i suszymy ...kolejne kilka godzin.
Krakersy są gotowe wtedy, kiedy są już całkiem suche i sztywne.
Smacznego!
czwartek, 2 kwietnia 2015
po prostu prostacko
Domyślam się, że większość pochłonięta jest wiosennymi porządkami i przygotowaniami do świąt. Szczytne to i chwalebne tym bardziej, że w końcu zawitała wiosna.
Mnie pochłonęły za to rozmyślania o wegetariańskim wegańskim światku- a szczególnie o emanacji jego energii w mediach społecznościowych. Opadają mi ręce. Są lepsi i lepsiejsi - mędrcy, którzy znają się na wszystkim, i którzy (niestety zwykle z wyniosłością i podkreślaną nieomylnością) dają radę każdemu nieprawomyślnemu wegetarianinowi i weganinowi.
Ech...wzdycham już tylko, bo ci "zagubieni" wegeludzie to miłośnicy sojowych parówek, roślinnych serów i burgerów z wege fastfoodów co czyni ich "gorszymi". Mam ochotę potrząsnąć tymi, którzy budują wizerunek weganina- ortorektyka i resztą, która podsyca internetowy hejt stwarzając podstawy do niezłego ubawu ( i nie tylko) u postronnych podczytywaczy.
Nie ważne jak jemy, nie ważne co, to są nasze osobiste wybory, najważniejsze, że jemy roślinnie.
Dlatego dzisiaj korytkowa propozycja, która niejednego weganina, kierującego się po pierwsze względami zdrowotnymi przyprawi o ból wątroby.
Tak, weganie jadają również niezdrowo.
Oto wegańskie kiełbaski majerankowo- szałwiowe na podsmażanej cebuli
A oto w pełnej odsłonie, jak kanon niezdrowego odżywiania nakazuje z zasmażaną kiszoną kapustą, cebulą i oczywiście ziemniakami.
Nie muszę chyba podkreślać, że przygotowanie takiego zestawu to pestka!
To tyle w obronie pyszności, które niekoniecznie są najzdrowsze, w kolejnej odsłonie obiecuję coś zgoła odmiennego.
Mnie pochłonęły za to rozmyślania o wegetariańskim wegańskim światku- a szczególnie o emanacji jego energii w mediach społecznościowych. Opadają mi ręce. Są lepsi i lepsiejsi - mędrcy, którzy znają się na wszystkim, i którzy (niestety zwykle z wyniosłością i podkreślaną nieomylnością) dają radę każdemu nieprawomyślnemu wegetarianinowi i weganinowi.
Ech...wzdycham już tylko, bo ci "zagubieni" wegeludzie to miłośnicy sojowych parówek, roślinnych serów i burgerów z wege fastfoodów co czyni ich "gorszymi". Mam ochotę potrząsnąć tymi, którzy budują wizerunek weganina- ortorektyka i resztą, która podsyca internetowy hejt stwarzając podstawy do niezłego ubawu ( i nie tylko) u postronnych podczytywaczy.
Nie ważne jak jemy, nie ważne co, to są nasze osobiste wybory, najważniejsze, że jemy roślinnie.
Dlatego dzisiaj korytkowa propozycja, która niejednego weganina, kierującego się po pierwsze względami zdrowotnymi przyprawi o ból wątroby.
Tak, weganie jadają również niezdrowo.
Oto wegańskie kiełbaski majerankowo- szałwiowe na podsmażanej cebuli
A oto w pełnej odsłonie, jak kanon niezdrowego odżywiania nakazuje z zasmażaną kiszoną kapustą, cebulą i oczywiście ziemniakami.
Nie muszę chyba podkreślać, że przygotowanie takiego zestawu to pestka!
To tyle w obronie pyszności, które niekoniecznie są najzdrowsze, w kolejnej odsłonie obiecuję coś zgoła odmiennego.
niedziela, 1 marca 2015
gulasz z shiitake i fasolki szparagowej
Co jeszcze można zrobić z grzybów shiitake?
Gulasz oczywiście, nadają się do tego równie dobrze jak boczniaki.
Potrzebujemy:
fasolkę szparagową -ok. 100 gr
kostkę sojową (bezdyskusyjnie chodzi o konsystencję i coś do przeżucia) 100 gr suchej
1 większą cebulę
kminek, sól , pieprz
mąka ziemniaczana
i grzyby shiitake ok 125 gr
Kostkę sojową gotujemy w bulionie warzywnym.
Kroimy drobno cebulę i zaczynamy ją podsmażać, dodajemy pokrojoną fasolkę szparagową i dusimy około 15 minut dodając następnie soję i pokrojone grzyby, doprawiamy (sól , pieprz, szczypta ostrego curry, sos sojowy i co kto jeszcze lubi) Po 5-7 minutach zalewamy całość wywarem, w którym gotowała się kostka sojowa i doprowadzamy do wrzenia.
W połowie szklanki wody rozpuszczamy łyżeczkę lub całą łyżkę, w zależności jak gęsty sos chcemy uzyskać, mąki ziemniaczanej i dolewamy do warzyw, mieszając do powtórnego zagotowania i zagęszczenia się sosu. Doprawiamy w razie potrzeby i gotowe!
Nie wiem czy ja dzisiaj jestem taka zakręcona czy tylko tak mi się wydaje ale napisanie tego posta ze szczegółowymi wskazówkami wydaje mi się bardziej skomplikowane niż zrobienie samego gulaszu!
Polecam sprawdzić.
Proszę, oto gulasz z innej perspektywy (to oczywiście żeby zamaskować pierwotny zamiar publikowania wpisu z jednym zdjęciem).
Gulasz oczywiście, nadają się do tego równie dobrze jak boczniaki.
Potrzebujemy:
fasolkę szparagową -ok. 100 gr
kostkę sojową (bezdyskusyjnie chodzi o konsystencję i coś do przeżucia) 100 gr suchej
1 większą cebulę
kminek, sól , pieprz
mąka ziemniaczana
i grzyby shiitake ok 125 gr
Kostkę sojową gotujemy w bulionie warzywnym.
Kroimy drobno cebulę i zaczynamy ją podsmażać, dodajemy pokrojoną fasolkę szparagową i dusimy około 15 minut dodając następnie soję i pokrojone grzyby, doprawiamy (sól , pieprz, szczypta ostrego curry, sos sojowy i co kto jeszcze lubi) Po 5-7 minutach zalewamy całość wywarem, w którym gotowała się kostka sojowa i doprowadzamy do wrzenia.
W połowie szklanki wody rozpuszczamy łyżeczkę lub całą łyżkę, w zależności jak gęsty sos chcemy uzyskać, mąki ziemniaczanej i dolewamy do warzyw, mieszając do powtórnego zagotowania i zagęszczenia się sosu. Doprawiamy w razie potrzeby i gotowe!
Nie wiem czy ja dzisiaj jestem taka zakręcona czy tylko tak mi się wydaje ale napisanie tego posta ze szczegółowymi wskazówkami wydaje mi się bardziej skomplikowane niż zrobienie samego gulaszu!
Polecam sprawdzić.
Proszę, oto gulasz z innej perspektywy (to oczywiście żeby zamaskować pierwotny zamiar publikowania wpisu z jednym zdjęciem).
piątek, 27 lutego 2015
jasiek inaczej
Że można jaśka zrobić po wegańsku jak po "bretońsku" to żadna tajemnica.
U nas był ostatnio "inaczej", czyli z grubsza potrzebne były również:
oprócz fasoli, która powinna być wieczór wcześniej namoczona i którą gotujemy osobno (u mnie w wywarze z wędzonej herbaty) aż będzie lekko miękka, : 2 cebule, które drobno kroimy i zaczynamy dusić, spory plaster selera, który kroimy w kosteczkę i dodajemy do cebuli, buraka obieramy, kroimy i również dodajemy do duszących się warzyw, podlewamy wodą lub bulionem, dusimy z przyprawami: kminkiem, cząbrem, czarnuszką, pieprzem, ostrym chili i lubczykiem. Dodajemy fasolę wraz z wodą, w której się gotowała i pokrojonego w większą kostkę słodkiego ziemniaka. Siekamy natkę pietruszki i czosnek, które dodajemy do całości , kontrolnie można doprawić (sos sojowy, sól, pieprz) i kiedy ziemniak staje się miękki jest gotowe!
Jasiek inaczej podany został z ryżem i ozdobiony miętą.
U nas był ostatnio "inaczej", czyli z grubsza potrzebne były również:
oprócz fasoli, która powinna być wieczór wcześniej namoczona i którą gotujemy osobno (u mnie w wywarze z wędzonej herbaty) aż będzie lekko miękka, : 2 cebule, które drobno kroimy i zaczynamy dusić, spory plaster selera, który kroimy w kosteczkę i dodajemy do cebuli, buraka obieramy, kroimy i również dodajemy do duszących się warzyw, podlewamy wodą lub bulionem, dusimy z przyprawami: kminkiem, cząbrem, czarnuszką, pieprzem, ostrym chili i lubczykiem. Dodajemy fasolę wraz z wodą, w której się gotowała i pokrojonego w większą kostkę słodkiego ziemniaka. Siekamy natkę pietruszki i czosnek, które dodajemy do całości , kontrolnie można doprawić (sos sojowy, sól, pieprz) i kiedy ziemniak staje się miękki jest gotowe!
Jasiek inaczej podany został z ryżem i ozdobiony miętą.
czwartek, 26 lutego 2015
pasternakowa rozgrzewka
Nie wiem jak w innych zakątkach świata ale u nas zima nie odpuszcza sobie. Zwodzi nas co raz na kilka słonecznych dni, przepełnionych nadzieją, że to już początki wiosny.
A tutaj jednak trzeba się jeszcze dogrzewać.
Zupą oczywiście.
Składniki są bardzo ordynarne
pasternak- 2 większe sztuki
marchew - 2 średnie sztuki
cebula- 1 większa
seler- kawał w rozmiarze zależnym od upodobań
ziemniak- 1 średni
natka pietruszki- spora garść
imbir- 4-5 centymetrowy kawałek
sok z 1 małej cytryny
bulion warzywny- 1 -2 szklanki
kminek, tymianek, garam masala, hot curry (lub chili, kolendra, kurkuma), sól i pieprz.
mleko migdałowe- 1 szklanka ( kokosowe lub inne roślinne też się sprawdzi).
Cebulę siekamy i lekko podsmażamy z kminkiem, kroimy w kawałki seler, pasternak, marchew, ziemniaka, imbir, dodajemy do duszonej cebuli, podlewamy bulionem i dusimy do czasu kiedy warzywa będą miękkie, dodajemy tymianek (mniejszą gałązkę), garam masala, hot curry, doprawiamy do smaku. Blendujemy razem z natką pietruszki , uzupełniamy mlekiem , czekamy aż się zagotuje i gotowe!
Powstał pikantny rozgrzewający krem, którego ogień doskonale przełamała słodycz i delikatność pasternaku!
A tutaj jednak trzeba się jeszcze dogrzewać.
Zupą oczywiście.
Składniki są bardzo ordynarne
pasternak- 2 większe sztuki
marchew - 2 średnie sztuki
cebula- 1 większa
seler- kawał w rozmiarze zależnym od upodobań
ziemniak- 1 średni
natka pietruszki- spora garść
imbir- 4-5 centymetrowy kawałek
sok z 1 małej cytryny
bulion warzywny- 1 -2 szklanki
kminek, tymianek, garam masala, hot curry (lub chili, kolendra, kurkuma), sól i pieprz.
mleko migdałowe- 1 szklanka ( kokosowe lub inne roślinne też się sprawdzi).
Cebulę siekamy i lekko podsmażamy z kminkiem, kroimy w kawałki seler, pasternak, marchew, ziemniaka, imbir, dodajemy do duszonej cebuli, podlewamy bulionem i dusimy do czasu kiedy warzywa będą miękkie, dodajemy tymianek (mniejszą gałązkę), garam masala, hot curry, doprawiamy do smaku. Blendujemy razem z natką pietruszki , uzupełniamy mlekiem , czekamy aż się zagotuje i gotowe!
Powstał pikantny rozgrzewający krem, którego ogień doskonale przełamała słodycz i delikatność pasternaku!
sobota, 21 lutego 2015
Obiad z dwóch stron świata
Rano, można to rozpatrywać jako sobotnie dryfowanie czytelnicze z kawą o poranku, wczytywałam się w informacje i wgapiałam w zdjęcia z koreańskiej wyspy Jeju. Pożywieniem zainteresowałam się także i zamarzyłam nawet, że kiedyś osobiście przekonam się o jego walorach. W ten sposób poranek bardzo się przeciągnął w czasie a ja pozostałam smakiem gdzieś w Cieśninie Koreańskiej i jedynym sposobem żeby nadrobić tak błogo trwoniony czas i nie wracać brutalnie do rzeczywistości ( jeju, jeju za oknem znowu śnieg!) zrobiłam zupę miso. Taką najprostszą i najszybszą na świecie.
W gotującej się wodzie rozpuszczamy bulion warzywny, dodajemy glony nori (ilość zależy od upodobań, dla nas na porcję dla 4 osób było to 5 łyżek), gotujemy przez moment. Kroimy zieloną cebulkę a białe jedwabiste tofu w około centymetrowe kostki. Żeby nie marnować czasu 2 łyżki miso, które jest w formie pasty, rozprowadzamy w odrobinie odlanego do np. kubka wywaru. Następnie dodajemy do gotującej się zupy łyżeczkę oleju sezamowego, cebulkę i tofu a kiedy zagotują się ponownie wlewamy rozprowadzone miso mieszając i pilnując żeby się nie zagotowało i nie straciło wszystkich swoich dobrych i pożądanych właściwości.
Swoim głodomorom zaserwowałam z makaronem ryżowym.
Druga część obiadu proweniencję miała już europejską a dokładnie włoską. Uwielbiamy pomidorowe spagetti, które z powodu naszego uwielbienia często się pojawia w korytkowych zestawieniach. Dzisiaj jednak musiało to być coś innego.
Karbonara!
To było to co intrygowało mnie i chodziło za mną już od dawna. Przyznaję od razu, że w swoim życiu nie dane mi było spróbować oryginalnej wersji bo kiedy zaczęła gościć na polskich stołach ja już byłam wegetarianką.
Powiedzmy, że dałam się ponieść i wyobraźni i tak oto:
- 100 gr łuskanego słonecznika zalałam zaparzoną właśnie herbatą lapsang,
- poddusiłam drobno pokrojoną dużą cebulę,
- dodałam rozdrobnione, puszkowe brised tofu (a gdybym nie miała to śmiało użyłabym wędzonego tofu i co mniej realne- parówek sojowych),
- garść siekanej natki pietruszki,
- 3 rozgniecione ząbki czosnku, przyprawiłam- pieprz, oregano, tymianek
Kiedy wszystko się dusiło (podlewane według potrzeby wodą) zblendowałam słonecznik z naparem, łyżeczką mąki ziemniaczanej i sokiem z małej cytryny i uzupełniłam nim sos
Na koniec przypałętał się uparciuch, który chciał koniecznie pomóc w gotowaniu (czyżby rosła mi konkurencja?) i dopinając swego zamieszał dokładnie sos
Kiedy uparciuch i inne głodomory zasiadły do stołu, i dostały swoje karbonary posypane tartym, wędzonym serem sojowym, ja jeszcze, jak to zwykle bywa w takich wypadkach, zrobiłam kilka zdjęć
a od strony stołu dochodziły już pomruki zadowolenia, co mnie trochę rozpraszało (o nie! nie! uwielbiam odgłosy zadowolenia znad stołu, tym razem jednak chciałam jak najszybciej z nimi zasiąść) i nie mogłam się zdecydować, które zdjęcie będzie lepsze- to powyższe ze sztucznym światłem
czy takie ze światłem naturalnym, mniej wyraźne ale za to niosące przekaz , że wiosna i długie dni będą już niedługo!
W gotującej się wodzie rozpuszczamy bulion warzywny, dodajemy glony nori (ilość zależy od upodobań, dla nas na porcję dla 4 osób było to 5 łyżek), gotujemy przez moment. Kroimy zieloną cebulkę a białe jedwabiste tofu w około centymetrowe kostki. Żeby nie marnować czasu 2 łyżki miso, które jest w formie pasty, rozprowadzamy w odrobinie odlanego do np. kubka wywaru. Następnie dodajemy do gotującej się zupy łyżeczkę oleju sezamowego, cebulkę i tofu a kiedy zagotują się ponownie wlewamy rozprowadzone miso mieszając i pilnując żeby się nie zagotowało i nie straciło wszystkich swoich dobrych i pożądanych właściwości.
Swoim głodomorom zaserwowałam z makaronem ryżowym.
Druga część obiadu proweniencję miała już europejską a dokładnie włoską. Uwielbiamy pomidorowe spagetti, które z powodu naszego uwielbienia często się pojawia w korytkowych zestawieniach. Dzisiaj jednak musiało to być coś innego.
Karbonara!
To było to co intrygowało mnie i chodziło za mną już od dawna. Przyznaję od razu, że w swoim życiu nie dane mi było spróbować oryginalnej wersji bo kiedy zaczęła gościć na polskich stołach ja już byłam wegetarianką.
Powiedzmy, że dałam się ponieść i wyobraźni i tak oto:
- 100 gr łuskanego słonecznika zalałam zaparzoną właśnie herbatą lapsang,
- poddusiłam drobno pokrojoną dużą cebulę,
- dodałam rozdrobnione, puszkowe brised tofu (a gdybym nie miała to śmiało użyłabym wędzonego tofu i co mniej realne- parówek sojowych),
- garść siekanej natki pietruszki,
- 3 rozgniecione ząbki czosnku, przyprawiłam- pieprz, oregano, tymianek
Kiedy wszystko się dusiło (podlewane według potrzeby wodą) zblendowałam słonecznik z naparem, łyżeczką mąki ziemniaczanej i sokiem z małej cytryny i uzupełniłam nim sos
Na koniec przypałętał się uparciuch, który chciał koniecznie pomóc w gotowaniu (czyżby rosła mi konkurencja?) i dopinając swego zamieszał dokładnie sos
Kiedy uparciuch i inne głodomory zasiadły do stołu, i dostały swoje karbonary posypane tartym, wędzonym serem sojowym, ja jeszcze, jak to zwykle bywa w takich wypadkach, zrobiłam kilka zdjęć
a od strony stołu dochodziły już pomruki zadowolenia, co mnie trochę rozpraszało (o nie! nie! uwielbiam odgłosy zadowolenia znad stołu, tym razem jednak chciałam jak najszybciej z nimi zasiąść) i nie mogłam się zdecydować, które zdjęcie będzie lepsze- to powyższe ze sztucznym światłem
czy takie ze światłem naturalnym, mniej wyraźne ale za to niosące przekaz , że wiosna i długie dni będą już niedługo!
piątek, 13 lutego 2015
zupa konopna
Wszystkich, którzy radośnie zacierają ręce sądząc, że dzisiaj będzie o halucynogennych szaleństwach kuchennych muszę zasmucić. Nasza zupa przygotowana została z nasion konopnych, które nie zawierają THC. Zawierają za to mnóstwo innych właściwości odżywczych.
Pozwolę sobie zacytować kilka opisów:
Pozwolę sobie zacytować kilka opisów:
czwartek, 12 lutego 2015
faworki czyli chrust
Miałam o nich nie pisać, nie pokazywać, miałam być bardzo zajęta ale ich wykonanie okazało się tak proste i szybkie, że zdążę je zaprezentować. Link do przepisu znajduje się w poprzednim poście.
Faworki czyli chrust są dość popularne w większości europejskich krajów i kojarzone z zakończeniem karnawału ( przyrządzane w tłusty czwartek bądź ostatki). Tradycyjnie są smażone ale nasze są na pewno zdrowsze.
Sprawdzone przez korytkowych testerów więc serdecznie polecam!
(zaznaczam, że nie są bezglutenowe)
Faworki czyli chrust są dość popularne w większości europejskich krajów i kojarzone z zakończeniem karnawału ( przyrządzane w tłusty czwartek bądź ostatki). Tradycyjnie są smażone ale nasze są na pewno zdrowsze.
Sprawdzone przez korytkowych testerów więc serdecznie polecam!
(zaznaczam, że nie są bezglutenowe)
środa, 11 lutego 2015
Zastanawiam się właśnie (nocną porą) czy rozpracować kolejny wpis czy iść spać. Na post z przepisem i pracowitym wklejaniu zdjęć chyba nie mam już sił więc może to będzie post prawie o niczym...
Zacznę od tego, że od kilku dni cieszy mnie myśl, że w tym roku kolejne wegańskie blogi kulinarne walczą o tytuł bloga roku. Bardzo mnie to pociesza z tego względu, że z racji swoich zapędów analizowania świata przez pryzmat ludzkich zachowań widzę, że nijak się mają internetowe steki bluzgów pod każdym artykułem dotyczącym bezmięsnej diety do sympatii i popularności jakie wzbudza wegetarianizm i weganizm. To buduje. Choć moja korytkowa podniebna kraina słabo odzwierciedla ogólnokrajowe tendencje to 12 % dorosłych powyżej 24 roku życia to wegetarianie lub weganie i odpowiednio 20 % ludzi w przedziale między 16- 24 również składa taką deklarację. Dzieje się dobrze. I niechaj tak będzie w macierzy. Trzymam kciuki za hello morning i Wegan Nerd !
Podpisujecie petycje, które codziennie pojawiają się w internecie ? Ja czasami myślę, że nie mam już na to siły, zastanawiam się niejednokrotnie czy nie łatwiej i przyjemniej byłoby wypić poranną kawę albo herbatę w spokoju a nie dręczyć się ogromem nieszczęść tego świata. Jednak nie mogłabym chyba przełykać śniadania , które u mnie połączone jest z "prasówką" nic nie robiąc. Dyskusyjna jest pewno skuteczność takiego aktywizmu ale skoro mamy głos użyjmy go i wyraźmy swoją niezgodę na zło, które dzieje się obok nas lub w całkowicie nieznanym nam miejscu. I działajmy realnie tam gdzie jest to możliwe.
Znalazłam zdjęcie, które dla mnie samej jest doskonałym wytłumaczeniem na to, że często nie zdążę z udokumentowaniem czegoś ciekawego co stało się w korytku bo mi samej niejednokrotnie opadają ręce i jest po prostu przykro kiedy oglądam jakieś pyszne zdjęcia z akcji bez puenty
a są to mniejsze i większe rączki stukające sztućcami w stół, i niestety stół jest już poważnie nadwyrężony niecierpliwym oczekiwaniem na kolejną korytkową odsłonę ! Niejednokrotnie okazywało się, że w tym pędzie zapomniałam o finalnym fotosie!
Zbliża się tłusty czwartek, który z przyjemnością - a jakże - będziemy celebrować, ponieważ czeka mnie ogrom zajęć i nie wykażę się niczym autorskim podpowiem tylko z czyjego pomysłu będę korzystać w tym roku - będą to faworki z piekarnika. Polecam
Zacznę od tego, że od kilku dni cieszy mnie myśl, że w tym roku kolejne wegańskie blogi kulinarne walczą o tytuł bloga roku. Bardzo mnie to pociesza z tego względu, że z racji swoich zapędów analizowania świata przez pryzmat ludzkich zachowań widzę, że nijak się mają internetowe steki bluzgów pod każdym artykułem dotyczącym bezmięsnej diety do sympatii i popularności jakie wzbudza wegetarianizm i weganizm. To buduje. Choć moja korytkowa podniebna kraina słabo odzwierciedla ogólnokrajowe tendencje to 12 % dorosłych powyżej 24 roku życia to wegetarianie lub weganie i odpowiednio 20 % ludzi w przedziale między 16- 24 również składa taką deklarację. Dzieje się dobrze. I niechaj tak będzie w macierzy. Trzymam kciuki za hello morning i Wegan Nerd !
Podpisujecie petycje, które codziennie pojawiają się w internecie ? Ja czasami myślę, że nie mam już na to siły, zastanawiam się niejednokrotnie czy nie łatwiej i przyjemniej byłoby wypić poranną kawę albo herbatę w spokoju a nie dręczyć się ogromem nieszczęść tego świata. Jednak nie mogłabym chyba przełykać śniadania , które u mnie połączone jest z "prasówką" nic nie robiąc. Dyskusyjna jest pewno skuteczność takiego aktywizmu ale skoro mamy głos użyjmy go i wyraźmy swoją niezgodę na zło, które dzieje się obok nas lub w całkowicie nieznanym nam miejscu. I działajmy realnie tam gdzie jest to możliwe.
Znalazłam zdjęcie, które dla mnie samej jest doskonałym wytłumaczeniem na to, że często nie zdążę z udokumentowaniem czegoś ciekawego co stało się w korytku bo mi samej niejednokrotnie opadają ręce i jest po prostu przykro kiedy oglądam jakieś pyszne zdjęcia z akcji bez puenty
a są to mniejsze i większe rączki stukające sztućcami w stół, i niestety stół jest już poważnie nadwyrężony niecierpliwym oczekiwaniem na kolejną korytkową odsłonę ! Niejednokrotnie okazywało się, że w tym pędzie zapomniałam o finalnym fotosie!
Zbliża się tłusty czwartek, który z przyjemnością - a jakże - będziemy celebrować, ponieważ czeka mnie ogrom zajęć i nie wykażę się niczym autorskim podpowiem tylko z czyjego pomysłu będę korzystać w tym roku - będą to faworki z piekarnika. Polecam
niedziela, 8 lutego 2015
szpinakowe shiitake
O grzybach shiitake (twardniku japońskim) już było więc w ramach wstępu przypomnę tylko, że oprócz sztuki kulinarnej jest ceniony za właściwości lecznicze m.in. jako środek antynowotworowy i obniżający cholesterol. Oprócz witaminy C i witamin B zawiera witaminę D więc warto sięgnąć po niego teraz, zimową porą.
Kroimy grzyby na około centymetrowe plastry i krótko (5- 10 minut) dusimy (można je podlać sosem sojowym)
W osobnym naczyniu namaczamy sporą garść słonecznika, ząbek czosnku a następnie blendujemy razem ze świeżym szpinakiem ( u nas była to paczka 125 gr)
Powstałą masę wlewamy do uduszonych grzybów
Mieszamy, doprowadzamy do wrzenia i serwujemy!
W korytkowej wersji z ryżem z kurkumą i sałatami.
Pomyślałam, że dawno nie pokazałam nic co widać za naszym oknem- na szczęście okazja się znalazła ponieważ wczorajszy zachód słońca był różowo- purpurowy
Kroimy grzyby na około centymetrowe plastry i krótko (5- 10 minut) dusimy (można je podlać sosem sojowym)
W osobnym naczyniu namaczamy sporą garść słonecznika, ząbek czosnku a następnie blendujemy razem ze świeżym szpinakiem ( u nas była to paczka 125 gr)
Powstałą masę wlewamy do uduszonych grzybów
Mieszamy, doprowadzamy do wrzenia i serwujemy!
W korytkowej wersji z ryżem z kurkumą i sałatami.
Pomyślałam, że dawno nie pokazałam nic co widać za naszym oknem- na szczęście okazja się znalazła ponieważ wczorajszy zachód słońca był różowo- purpurowy
piątek, 6 lutego 2015
eksplodująca tradycja
Jako pierwszy z archiwum wynurzy się pozornie niewegański zestaw. Pozornie dlatego, że od dawna istnieje bezkrwawe nawiązanie do tradycji. Do szkockiej tradycji.
25 stycznia obchodzi się dzień Roberta Burnsa, takiego szkockiego Mickiewicza, którego jednym z dzieł jest "Address to a Haggis" czyli "Oda do Kiszki", która jest uznawana za narodowe danie szkockie. Jedno z tłumaczeń dostępne jest tutaj. Oszczędzając wrażliwym szczegółów oryginalna szkocka kiszka to owcze podroby z owsem zapakowane w owcze jelito.
Odświętna kolacja (przypadająca w dzień narodzin poety) składa się z haggisa, ziemniaków, rzepy i oczywiście szkockiej whisky, której nie może zabraknąć.
Kolację rozpoczyna mężczyzna od podziękowań i toastu dla gospodyni za przygotowanie kolacji oraz żartobliwej przemowy dotyczącej kobiet ogólnie, kolejna jest kobieca, żartobliwa przemowa- riposta dotycząca mężczyzn. W czasie kolacji recytuje się poezję Burnsa (lub poezję w języku Scots) i śpiewa pieśni ludowe związane z jego twórczością.
Na koniec prosi się jednego z gości o głos podziękowania , powstanie wszystkich, wspólne ujęcie za ręce i odśpiewanie pieśni "Auld Lang Syne", której melodia jest nam wszystkim doskonale znana a polska wersja Wikipedii mówi nawet, że jest to śpiewana najczęściej na świecie pieśń i jedno z eksportowych dóbr kulturowych Szkocji.
W tym roku korytkowicze postanowili być bliżej lokalnej tradycji i zdecydowaliśmy się na wegetariańską wersję haggisa, która okazuje się również wegańską. Glutenową niestety.
Dla ciekawych czy wręcz niedowierzających, że to możliwe pokażę skład
Ponieważ haggis miał osiągnąć swą doskonałość w piekarniku zdecydowałam się na połączenie tradycji i darowaliśmy sobie rzepę na rzecz pasternaku i buraków a purre ziemniaczane zostało zastąpione pieczonymi ziemniakami.
Pasternak został przygotowany na słodko- bardzo go lubię w takiej wersji
Rozkładamy go na nasmarowanej blasze a wierzch smarujemy miodkiem majowym i razem z pozostałymi warzywami i haggisem pieczemy w piekarniku
Co to za kuchnia, w której nie ma żadnych niespodzianek, prawda ?
Kiedy spokojnie czekałam kiedy haggis dojdzie do siebie (a miał spędzić w piekarniku około 70 minut) usłyszałam przedziwne BUM a zaraz potem pracę iskrownika w piekarniku- idąc tym tropem co ukazało się moim oczom ?
Haggis eksplodował! Z taką siłą, że w niczym nie pomogła okrywająca formę folia! Piekarnik był zasypany owsem z warzywami!
To oczywiście nie było żadną przeszkodą dla nas i szczęśliwie sporo jeszcze zostało dla nas.
Żeby dzisiejszy post nie był do końca aż tak poważny zerknijmy sobie na kolejny ,w połowie szkocki ale całkowicie oparty na szkockiej tradycji , rozpoznawalny na całym świecie muzyczny towar eksportowy
Mam przepis na domowego haggisa, niedługo go przetestuję!
25 stycznia obchodzi się dzień Roberta Burnsa, takiego szkockiego Mickiewicza, którego jednym z dzieł jest "Address to a Haggis" czyli "Oda do Kiszki", która jest uznawana za narodowe danie szkockie. Jedno z tłumaczeń dostępne jest tutaj. Oszczędzając wrażliwym szczegółów oryginalna szkocka kiszka to owcze podroby z owsem zapakowane w owcze jelito.
Odświętna kolacja (przypadająca w dzień narodzin poety) składa się z haggisa, ziemniaków, rzepy i oczywiście szkockiej whisky, której nie może zabraknąć.
Kolację rozpoczyna mężczyzna od podziękowań i toastu dla gospodyni za przygotowanie kolacji oraz żartobliwej przemowy dotyczącej kobiet ogólnie, kolejna jest kobieca, żartobliwa przemowa- riposta dotycząca mężczyzn. W czasie kolacji recytuje się poezję Burnsa (lub poezję w języku Scots) i śpiewa pieśni ludowe związane z jego twórczością.
Na koniec prosi się jednego z gości o głos podziękowania , powstanie wszystkich, wspólne ujęcie za ręce i odśpiewanie pieśni "Auld Lang Syne", której melodia jest nam wszystkim doskonale znana a polska wersja Wikipedii mówi nawet, że jest to śpiewana najczęściej na świecie pieśń i jedno z eksportowych dóbr kulturowych Szkocji.
W tym roku korytkowicze postanowili być bliżej lokalnej tradycji i zdecydowaliśmy się na wegetariańską wersję haggisa, która okazuje się również wegańską. Glutenową niestety.
Dla ciekawych czy wręcz niedowierzających, że to możliwe pokażę skład
Ponieważ haggis miał osiągnąć swą doskonałość w piekarniku zdecydowałam się na połączenie tradycji i darowaliśmy sobie rzepę na rzecz pasternaku i buraków a purre ziemniaczane zostało zastąpione pieczonymi ziemniakami.
Pasternak został przygotowany na słodko- bardzo go lubię w takiej wersji
Rozkładamy go na nasmarowanej blasze a wierzch smarujemy miodkiem majowym i razem z pozostałymi warzywami i haggisem pieczemy w piekarniku
Co to za kuchnia, w której nie ma żadnych niespodzianek, prawda ?
Kiedy spokojnie czekałam kiedy haggis dojdzie do siebie (a miał spędzić w piekarniku około 70 minut) usłyszałam przedziwne BUM a zaraz potem pracę iskrownika w piekarniku- idąc tym tropem co ukazało się moim oczom ?
Haggis eksplodował! Z taką siłą, że w niczym nie pomogła okrywająca formę folia! Piekarnik był zasypany owsem z warzywami!
To oczywiście nie było żadną przeszkodą dla nas i szczęśliwie sporo jeszcze zostało dla nas.
Żeby dzisiejszy post nie był do końca aż tak poważny zerknijmy sobie na kolejny ,w połowie szkocki ale całkowicie oparty na szkockiej tradycji , rozpoznawalny na całym świecie muzyczny towar eksportowy
Mam przepis na domowego haggisa, niedługo go przetestuję!
wtorek, 3 lutego 2015
rady nie od parady dla nieprzytomnych ;)
Nie wylewajcie kawy na laptopy! Nie wylewajcie także innych napojów!
Tysiąc razy piłam kawę bądź herbatę czytając sobie czy sprawdzając wiadomości i nigdy nic się nie stało aż do chwili kiedy jednak...
Pomijając ograniczenia w "spersonalizowanym" dostępie do internetu, bo czy znacie swoje hasła dostępu w różne wirtualne miejsca ? Ja nie, polegałam zawsze na automatycznym logowaniu, martwiło mnie również to czy odzyskam zdjęcia i różne zapiski. Zdjęcia odzyskałam, odzyskałam wszystko!
Cudownie wykazałam się przytomnością umysłu ( co jednak u mnie dziwne przed dopiciem porannego napoju pobudzającego) co zapobiegło dalszym szkodom.
Jeśli pijecie i korzystacie to w razie wypadku polecam:
- wylać jednak jak najmniej ( ja oprócz łapania kubka miałam wrażenie, że kawę łapię też)
- obrócić natychmiast laptopa klawiaturą na dół
- odłączyć zasilanie ( to czy mamy wszystko prawidłowo pozamykane jest w tym momencie najmniejszym problemem)
- pozwolić mu przeschnąć - pomysły z suszarkami i kaloryferami są najmniej fortunne
- znaleźć fachurę, który otworzy, sprawdzi i wyczyści wszystko w środku (uprzywilejowani są pijący napoje niesłodzone!)
Jestem bardzo zadowolona, że mi się powiodło. Mam również postanowienie żeby przysiąść i rzetelnie zabrać się za zaległości korytkowe- wykorzystać uratowane zdjęcia.
Od dzisiaj mam dodatkowa inspirację - właśnie do mnie dotarły
mimo, że nie jestem kolekcjonerem książek kucharskich tym razem z chęcią zaznajomię się z pomysłami innych.
Do szybkiego zobaczenia!
Tysiąc razy piłam kawę bądź herbatę czytając sobie czy sprawdzając wiadomości i nigdy nic się nie stało aż do chwili kiedy jednak...
Pomijając ograniczenia w "spersonalizowanym" dostępie do internetu, bo czy znacie swoje hasła dostępu w różne wirtualne miejsca ? Ja nie, polegałam zawsze na automatycznym logowaniu, martwiło mnie również to czy odzyskam zdjęcia i różne zapiski. Zdjęcia odzyskałam, odzyskałam wszystko!
Cudownie wykazałam się przytomnością umysłu ( co jednak u mnie dziwne przed dopiciem porannego napoju pobudzającego) co zapobiegło dalszym szkodom.
Jeśli pijecie i korzystacie to w razie wypadku polecam:
- wylać jednak jak najmniej ( ja oprócz łapania kubka miałam wrażenie, że kawę łapię też)
- obrócić natychmiast laptopa klawiaturą na dół
- odłączyć zasilanie ( to czy mamy wszystko prawidłowo pozamykane jest w tym momencie najmniejszym problemem)
- pozwolić mu przeschnąć - pomysły z suszarkami i kaloryferami są najmniej fortunne
- znaleźć fachurę, który otworzy, sprawdzi i wyczyści wszystko w środku (uprzywilejowani są pijący napoje niesłodzone!)
Jestem bardzo zadowolona, że mi się powiodło. Mam również postanowienie żeby przysiąść i rzetelnie zabrać się za zaległości korytkowe- wykorzystać uratowane zdjęcia.
Od dzisiaj mam dodatkowa inspirację - właśnie do mnie dotarły
mimo, że nie jestem kolekcjonerem książek kucharskich tym razem z chęcią zaznajomię się z pomysłami innych.
Do szybkiego zobaczenia!
niedziela, 18 stycznia 2015
gryczane sznycelki z bobem
Jak to zwykle bywa moim planem nie było kreowanie wykwintnego dania ale zrobienie szybkich sznycelków i to koniecznie z kaszą gryczaną- bo taka wymagała zagospodarowania.
Oprócz ugotowanej kaszy użyłam:
2 marchewki
większy kawałek selera
pól cebuli
5 ząbków czosnku
puszkę bobu
sporą garść natki pietruszki
3 łyżki siemienia lnianego ( zalewamy gorącą wodą)
mąkę grochową ( można zastąpić inna mąką)- do zagęszczenia masy
Warzywa - cebula, marchew i seler siekamy drobniutko (użyłam blendera) i dusimy
przyprawiamy ziołami- cząber, majeranek, czarnuszka, chili, kolendra, papryka ostra, kminek, podlewamy sosem sojowym i wciąż dusimy
siekamy również natkę z czosnkiem i po przestygnięciu warzyw mieszamy z kaszą i bobem z puszki
taką masę doprawiamy według potrzeby (sól, pieprz) i dodajemy zblendowane wraz z wodą z moczenia siemię lniane
tak się prezentuje glut z siemienia (objętościowo ok.150 ml)
Masę mieszamy zagęszczając mąką grochową a kiedy przestaje nadmiernie kleić się do dłoni formujemy sznycelki i układamy je na natłuszczonej blasze, pomocne jest natłuszczenie dłoni ( np. olejem) i nasmarowanie wierzchu sznycelków tłuszczem
pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do 220 stopni
Sznycelki pojawiły się wraz z zasmażaną kiszoną kapustą, ćwikłą z chrzanem i ziemniakami.
Poezja!
Oprócz ugotowanej kaszy użyłam:
2 marchewki
większy kawałek selera
pól cebuli
5 ząbków czosnku
puszkę bobu
sporą garść natki pietruszki
3 łyżki siemienia lnianego ( zalewamy gorącą wodą)
mąkę grochową ( można zastąpić inna mąką)- do zagęszczenia masy
Warzywa - cebula, marchew i seler siekamy drobniutko (użyłam blendera) i dusimy
przyprawiamy ziołami- cząber, majeranek, czarnuszka, chili, kolendra, papryka ostra, kminek, podlewamy sosem sojowym i wciąż dusimy
siekamy również natkę z czosnkiem i po przestygnięciu warzyw mieszamy z kaszą i bobem z puszki
taką masę doprawiamy według potrzeby (sól, pieprz) i dodajemy zblendowane wraz z wodą z moczenia siemię lniane
tak się prezentuje glut z siemienia (objętościowo ok.150 ml)
Masę mieszamy zagęszczając mąką grochową a kiedy przestaje nadmiernie kleić się do dłoni formujemy sznycelki i układamy je na natłuszczonej blasze, pomocne jest natłuszczenie dłoni ( np. olejem) i nasmarowanie wierzchu sznycelków tłuszczem
pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do 220 stopni
Sznycelki pojawiły się wraz z zasmażaną kiszoną kapustą, ćwikłą z chrzanem i ziemniakami.
Poezja!
piątek, 16 stycznia 2015
Jarmużowe pogaduszki
Pora roku odpowiednia więc i przyroda w podniebnej krainie zachowuje się zimowo. Czas płynie jak huraganowe wiatry i sztormy przeganiane kilkoma przyjemnymi dniami. Mimo chwilowych odcięć dostaw prądu i prawie tygodniowego odcięcia od telefonii komórkowej nie można było narzekać na brak atrakcji. Sama zmienność warunków atmosferycznych i zmagania przyrody z żywiołami są fascynujące.
A jeść trzeba, nawet wtedy kiedy kuchnia nabiera bardziej "polowych" warunków.
Dwie odsłony jarmużowe, można powiedzieć , że w hołdzie wszystkim jarmużom, dzielnie opierającym się huraganowym wiatrom, kulom gradowym we wszelkich rozmiarach i z każdego kierunku czy też tym dzielnie wystających spod śniegu.
Zaczynamy od potrawy, która wymaga odrobiny więcej pracy przy przygotowaniu warzyw.
Żartowałam, zaczynamy od gotowania soczewicy w lekko doprawionej (sól, kminek) wodzie, obieramy buraka, kroimy go w kostki, kroimy drobno pora- spory kawałek, myjemy i kroimy jarmuż, obieramy plaster selera , który kroimy na drobną kostkę, obieramy i kroimy drobno czosnek.
Na głęboką rozgrzaną patelnię wrzucamy jarmuż i pora, podsmażamy krótko i zaczynamy dusić dorzucając buraka i seler
Dusimy około 15 minut pod przykryciem po czym dodajemy ugotowaną i miękką soczewicę, doprawiamy (czosnek, sól, pieprz)
i na końcu dorzucamy podkiełkowaną fasolkę mung
Przyznaję, że ze zdjęciem ostatecznym miałam już poważny problem, głód zrobił swoje i sesja została skrócona do reporterskiego minimum
Podane z duszonymi ziemniakami i surówką z pora, kiszonego ogórka, kiełków mung i bezjajonezu.
Kolejna jarmużowa propozycja jest jeszcze mniej skomplikowana .
Potrzebujemy :
jarmuż
większego buraka
małą cebulę
ząbek czosnku
Jarmuż i buraki dusimy podlane sosem sojowym na podsmażonej cebulce,
pod koniec dodajemy czosnek, doprawiamy (pieprz, sól)
parujący jarmuż z burakiem podany z kaszą gryczaną, fasolką szparagową i smażonymi pieczarkami.
Prosto szybko i smacznie!
A jeść trzeba, nawet wtedy kiedy kuchnia nabiera bardziej "polowych" warunków.
Dwie odsłony jarmużowe, można powiedzieć , że w hołdzie wszystkim jarmużom, dzielnie opierającym się huraganowym wiatrom, kulom gradowym we wszelkich rozmiarach i z każdego kierunku czy też tym dzielnie wystających spod śniegu.
Zaczynamy od potrawy, która wymaga odrobiny więcej pracy przy przygotowaniu warzyw.
Żartowałam, zaczynamy od gotowania soczewicy w lekko doprawionej (sól, kminek) wodzie, obieramy buraka, kroimy go w kostki, kroimy drobno pora- spory kawałek, myjemy i kroimy jarmuż, obieramy plaster selera , który kroimy na drobną kostkę, obieramy i kroimy drobno czosnek.
Na głęboką rozgrzaną patelnię wrzucamy jarmuż i pora, podsmażamy krótko i zaczynamy dusić dorzucając buraka i seler
Dusimy około 15 minut pod przykryciem po czym dodajemy ugotowaną i miękką soczewicę, doprawiamy (czosnek, sól, pieprz)
i na końcu dorzucamy podkiełkowaną fasolkę mung
Przyznaję, że ze zdjęciem ostatecznym miałam już poważny problem, głód zrobił swoje i sesja została skrócona do reporterskiego minimum
Podane z duszonymi ziemniakami i surówką z pora, kiszonego ogórka, kiełków mung i bezjajonezu.
Kolejna jarmużowa propozycja jest jeszcze mniej skomplikowana .
Potrzebujemy :
jarmuż
większego buraka
małą cebulę
ząbek czosnku
Jarmuż i buraki dusimy podlane sosem sojowym na podsmażonej cebulce,
pod koniec dodajemy czosnek, doprawiamy (pieprz, sól)
parujący jarmuż z burakiem podany z kaszą gryczaną, fasolką szparagową i smażonymi pieczarkami.
Prosto szybko i smacznie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)