Ale zanim było tak miło zmorzył mnie jakiś wirus, co jak to w życiu bywa, nie było powodem do odpuszczenia w kuchni i choć mi nie dopisywał apetyt starałam się kombinować w korytku. Przyznaję, że lekko przekombinowałam ale kładę to na karb niemocy.
Całe przekombinowanie nie dotyczyło na szczęście smaku czy wykonania a tylko siadając zmęczona do jedzenia podsumowałam, że nakład czasu i pracy nie przełożył się na efekty. A wszystko zaczęło się od tego, że zamarzyła mi się bezglutenowa i wegańska wariacja na temat "ruskich pierogów".
Jak widać pierwszym krokiem było ciasto nalesnikowe z kaszy jaglanej. Kiedy naleśniki się smażyły przygotowałam farsz jak do "ruskich " czyli połączyłam ugotowane ziemniaki z białym tofu i podsmażoną cebulą, doprawiłam sola i pieprzem.
Dno tortownicy wyłożyłam usmażonymi naleśnikami, na nie nałożyłam farsz a resztę zalałam zagęszczonym ciastem naleśnikowym.
Cudo owo piekło się koło 40 minut w 170 st.
Torcik ziemniaczany a'la ruskie wypiekł się pięknie, jeśli pokuszę się o kolejny raz to pewno zagęszczę farsz bo trochę się rozpływał przy krojeniu.
Smaczne, polecam dla zdesperowanych wielbicieli ruskich pierogów.
Poprawa mojego samopoczucia zbiegła się w czasie z poprawą pogody, trochę nieśmiało można było zauważyć, że będzie w kolejnych dniach cieplej i bezdeszczowo.
Początkowo zachmurzenie wynosiło 96-98% ale to w zupełności starcza do poprawy humoru i nabrania ochoty na spacery i sprawdzanie co w wodzie, trawie i krzakach piszczy.
Tak właśnie prezentuje się okolica przy zachmurzeniu nieba rzędu 85-90%
a mimo tego okoliczni restauratorzy mogą zacierać ręce widząc masowo/ przemysłowo ;) przybywających turystów.
Co pisać więcej- chmury , chmury i ciągle chmury...
Na spacery i odpoczynek mogę sobie pozwolić kiedy jeszcze inne ręce krzątają się w korytkowej kuchni ( dziękuję Wam dodatkowe ręce! ), lubię tego efekty z co najmniej dwóch powodów- oczywiście odpoczywam a co ważniejsze przyjemnie jeść coś czego samemu nie trzeba było wymyślać.
Pyszna, gęsta zupa brokułowa z czubricą i mielonymi nasionkami. Nie piszę składników, niech pozostaną tajemnicą sprawcy, posiadacza dodatkowych rąk.
Wędrówki po okolicznych zaroślach były oczywiście bardzo owocne i smakowo dobrze rokują na przyszłość. Ale w tym temacie wszystko jeszcze przed nami...
Pierwsze maślaki i jeden kozak, niestety niewiele jest w okolicy miejsc przyjaznych grzybiarzom, w
typowym krajobrazie ciężko dopatrzeć się terenów zalesionych , powszechne są takie jak poniżej
Zwieńczeniem dnia w korytku , po wędrówkach i przygodach musiała stać się szybka i prosta obiadokolacja. Nie było to nic wymyślnego a jednak bardzo cieszące podniebienia i brzuchy.
Osobno podsmażałam pieczarki, na drugiej patelni podsmażało się wędzone tofu, duszone potem z czosnkiem, rukolą i pomidorami, do tego ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty , cebuli , marchwi i jabłka.
Bardzo lubię wieczorne zagadki, dramatyczne pojawianie się groźnych chmur, niesamowite widoki są tajemniczą przepowiednią kolejnego dnia.
Ja oczywiście wciąż o pogodzie, żeby nie było, że się jakoś poetycko robi.
Jak powszechnie wiadomo , mieszkańcy podniebnej krainy wiele czasu spędzają omawiając pogodę i jej prognozy, mam wrażenie, że to nie tylko sposób na podtrzymanie rozmowy ale i konieczność, niezbędna do życia tutaj.
Kiedy nadciągają chmury trzeba być czujnym ...
4 komentarze:
Fajnie wyszedł Ci ten "ruski torcik", choć nie przepadam za takimi smakami ;)
dzięki, mam sentyment do takiego farszu :) podejrzewam, że pozostaje mi taka forma bo nie przychodzi mi do głowy pomysł na bezglutenowe pierogi ;) ( oprócz jeszcze naleśników z takim nadzieniem )
aaa czy "ruski torcik" może stać się oficjalną nazwą ?
No, zapewne może :P
Prześlij komentarz