Staram się niepotrzebnie nie poruszać dyskusji o wegetarianizmie, weganizmie i nie odpowiadać na drwiące pytania "no to co ty jesz" - za wyjątkiem tych wyrażonych ze szczerym zainteresowaniem zamiast złośliwej troski czy ledwo ukrywanej krytyki. Po tylu latach nie chce mi się tłumaczyć swoich wyborów i argumentować racji, większość dyskutantów i tak wie lepiej swoje. Z niedowierzaniem obserwuję również i troskę o mój dobrostan, który bez wątpienia w opinii rozmówców zakłócany jest nieustannymi wyrzeczeniami z mojej strony. Nie chce mi się powtarzać, że nie jest, że jak się robi coś z przekonaniem i po długotrwałych przemyśleniach to przychodzi to łatwo, staje się to stylem życia.
Sformułowanie "dieta wegańska" nie oznacza ograniczeń , jest definicją, która mówi tylko o sposobie odżywiania się.
Sprowokował mnie dzisiaj to tego typu przemyśleń przeczytany na znanym portalu społecznościowym wpis straszący wegetarian, którzy przestali jeść mięso w okresie dorastania, że po trzydziestce będę zdegenerowani. Ja nie jestem choć wegetarianką jestem 22 lata a weganką od pięciu. Czuję się dobrze, czerpię radość z jedzenia i sprawia mi przyjemność świadomość, że jest przygotowane bez niczyjego cierpienia. A tego typu straszenie pamiętam sprzed 20 lat właśnie i byłam już przekonana, że ogólna wiedza na temat odżywiania zmieniła się na korzyść.
Kolejnym wątkiem pojawiającym się dzisiaj była kłopotliwość w przygotowaniu posiłków. Nie widzę jednak tego problemu, wszystko w kuchni jest kwestią doświadczenia i wiedzy. W każdej kuchni a przynajmniej dla każdego kto lubi poszukiwania i wyzwania. Chcieć to móc. W tej materii wyzwania mogą stać się pasją.
Wybór i jakość sklepowych gotowców niejednoktotnie przekonują mnie o słuszności przygotowywania wszystkiego na co pozwalają nasze możliwości, czas i finanse samodzielnie w domu. I nie ma co się spinać własnymi ograniczeniami, wszystko przychodzi z czasem. Wiedza i świadomość odnośnie składu, sposobu produkcji i konserwacji przemysłowego jedzenia motywują do samodzielnego pieczenia chlebów czy robienia przetworów. Zwłaszcza jak się ma na uwadze zdrowie swoje i swoich bliskich.
Wszystko jest kwestią świadomego wyboru.
Było poważnie, mam nadzieję, że zwięźle. W związku z powyższym cieszę się za każdym razem kiedy jestem goszczona i karmiona bez wprawiania w zakłopotanie gospodarza. Bo chcieć to móc i to bez większego wysiłku. Co można zaserwować wegańskim gościom ? Łazanki, proste i tanie.
Tak sobie właśnie myśłałam przygotowując je ostatnim razem.
Co nam potrzeba ? W tym wypadku były to łazanki troszkę inne niż zwykle ponieważ użyłam kiszonej i słodkiej kapusty, obie podgotowałam ( osobno), podsmażyłam pieczarki z cebulą dodając namoczone wcześniej ( w bulionie i wywarze Lapsang) kostki sojowe a na koniec obie kapusty. Podczas duszenia dolewałam marynatę z kostek. Gotujemy makaron ( w korytku bezglutenowy) i odcedzony, mieszamy z farszem. To tyle.
Zdaję sobie sprawę , że niektóre korytkowe odsłony mogą się wydawać skomplikowane ale w praktyce wszystko przebiega płynnie i szybko.
Dzisiejsza kolacja wyglądała tak
Wchodząc do kuchni wiedziałam, że będą warzywa więc wstawiłam wodę do gotowania oraz namoczyłam od razu w czoperze około 100 gr mieszanki nasion (dynia, konopie, siemię, słonecznik, sezam) z małą garścią orzechów włoskich. Do gotującej się już wody wrzuciłam 3 średnie ziemniaki w łupinkach i ustawiłam sito do gotowania na parze, na którym parowały się najpierw drobno pokrojone pasternak i marchew. Gotowe przełożyłam do miski a na ich miejscu znalazły się umyte różyczki brokuła. Wszystko paruje się szybko.
W osobnej misce przygotowałam ciasto jak na omlet (stąd ) w podwojonej ilości, pokroiłam kilka pieczarek i pokroiłam w piórka cebulę , na które, po lekkim podsmażeniu wylewałam ciasto i smażyłam dalej placki mniejsze od omletów.
Gotowe , uparowane warzywa wymieszałam z krojonymi ogórkami kiszonymi, cebulą oraz obranymi i pokrojonymi ziemniakami, łącząc wszystko z oliwą i posiekanym koperkiem, jeszcze tylko sól i pieprz i sałatka jarzynowa gotowa.
Między tymi czynnościami zawsze znajdzie się czas żeby kilkakrotnie blendować mieszankę orzechów i nasion, kiedy są już w miarę jednolitą masą doprawiłam je dodając kiszonego ogórka i 5 łyżeczek ostrej musztardy blendując ostatni raz.
Dodatkiem była sałatka z surowych warzyw- zielonego ogórka i mieszanki sałat.
Dochodzę właśnie do wniosku , że napisanie dzisiejszego posta zajęło mi w sumie więcej czasu niż przygotowanie i łazanek i dzisiejszej kolacji a pewno znalazłby się i czas na deser.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz