środa, 10 lipca 2013

Czas przyspieszył a czasu na pisanie zabrakło wprost proporcjonalnie i sama nie wiem czy pisać o wszystkim co się ostatnio działo czy iść na skróty. Ech, nawet tyle zdjęć czeka. Wszystko za sprawą polepszenia się pogody oczywiście.
Ale zanim było tak miło zmorzył mnie jakiś wirus, co jak to w życiu bywa, nie było powodem do odpuszczenia w kuchni i choć mi nie dopisywał apetyt starałam się kombinować w korytku. Przyznaję, że lekko przekombinowałam ale kładę to na karb niemocy.
Całe przekombinowanie nie dotyczyło na szczęście smaku czy wykonania a tylko siadając zmęczona do jedzenia podsumowałam, że nakład czasu i pracy nie przełożył się na efekty. A wszystko zaczęło się od tego, że zamarzyła mi się bezglutenowa i wegańska wariacja na temat "ruskich pierogów".


Jak widać pierwszym krokiem było ciasto nalesnikowe z kaszy jaglanej. Kiedy naleśniki się smażyły przygotowałam farsz jak do "ruskich " czyli połączyłam ugotowane ziemniaki z białym tofu i podsmażoną cebulą, doprawiłam sola i pieprzem.


Dno tortownicy wyłożyłam usmażonymi naleśnikami, na nie nałożyłam farsz a resztę zalałam zagęszczonym ciastem naleśnikowym.
Cudo owo piekło się koło 40 minut w 170 st.


Torcik ziemniaczany a'la ruskie wypiekł się pięknie, jeśli pokuszę się o kolejny raz to pewno zagęszczę farsz bo trochę się rozpływał przy krojeniu.





Smaczne, polecam dla zdesperowanych wielbicieli ruskich pierogów.

Poprawa mojego samopoczucia zbiegła się w czasie z poprawą pogody, trochę nieśmiało można było zauważyć, że będzie w kolejnych dniach cieplej i bezdeszczowo.




Początkowo zachmurzenie wynosiło 96-98% ale to w zupełności starcza do poprawy humoru i nabrania ochoty na spacery i sprawdzanie co w wodzie, trawie i krzakach piszczy.

 Tak właśnie prezentuje się okolica przy zachmurzeniu nieba rzędu 85-90%

 a  mimo tego okoliczni restauratorzy mogą zacierać ręce widząc masowo/ przemysłowo ;) przybywających turystów.


Co pisać więcej- chmury , chmury i ciągle chmury...

Na spacery i odpoczynek mogę sobie pozwolić kiedy jeszcze inne ręce krzątają się w korytkowej kuchni ( dziękuję Wam dodatkowe ręce! ), lubię tego efekty z co najmniej dwóch powodów- oczywiście odpoczywam a co ważniejsze przyjemnie  jeść coś czego samemu nie trzeba było wymyślać.


 Pyszna, gęsta zupa brokułowa z czubricą i mielonymi nasionkami. Nie piszę składników, niech pozostaną tajemnicą sprawcy, posiadacza dodatkowych rąk.
Wędrówki po okolicznych zaroślach były oczywiście bardzo owocne i smakowo dobrze rokują na przyszłość. Ale w tym temacie wszystko jeszcze przed nami...
Pierwsze maślaki i jeden kozak, niestety niewiele jest w okolicy miejsc przyjaznych grzybiarzom, w
typowym krajobrazie ciężko dopatrzeć się terenów zalesionych , powszechne są takie jak poniżej


Zwieńczeniem dnia w korytku , po wędrówkach i przygodach musiała stać się szybka i prosta obiadokolacja. Nie było to nic wymyślnego a jednak bardzo cieszące podniebienia i brzuchy.




Osobno podsmażałam pieczarki, na drugiej patelni podsmażało się wędzone tofu, duszone potem z czosnkiem, rukolą i pomidorami, do tego ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty , cebuli , marchwi i jabłka.

Bardzo lubię wieczorne zagadki, dramatyczne pojawianie się groźnych chmur, niesamowite widoki są tajemniczą przepowiednią kolejnego dnia.
 Ja oczywiście wciąż o pogodzie, żeby nie było, że się jakoś poetycko robi.


Jak powszechnie wiadomo , mieszkańcy podniebnej krainy wiele czasu spędzają omawiając pogodę i  jej prognozy, mam wrażenie, że to nie tylko sposób na podtrzymanie rozmowy ale i konieczność, niezbędna do życia tutaj.
Kiedy nadciągają chmury trzeba być czujnym ...



4 komentarze:

Sylwia pisze...

Fajnie wyszedł Ci ten "ruski torcik", choć nie przepadam za takimi smakami ;)

agnieszken pisze...

dzięki, mam sentyment do takiego farszu :) podejrzewam, że pozostaje mi taka forma bo nie przychodzi mi do głowy pomysł na bezglutenowe pierogi ;) ( oprócz jeszcze naleśników z takim nadzieniem )

agnieszken pisze...

aaa czy "ruski torcik" może stać się oficjalną nazwą ?

Sylwia pisze...

No, zapewne może :P