czwartek, 31 października 2013

Happy Halloween

Halloween wywodzi się z celtyckiego obyczaju All Hallow's Eve. Jak wierzyli Celtowie 31 października, kiedy kończyło się lato (stary rok) a zaczynała zima ( nowy rok) od świtu do zmroku ziemia jest nawiedzona przez złe i dobre duchy, granica między dwoma światami jest zatarta. Dzisiaj nie pali się już ognisk ani nie przebiera w stare łachmany żeby odpędzić te złe a wystawianym poza domostwa jedzeniem udobruchać dobre duchy, w nowoczesnej i skomercjalizowanej formie przystraja się domy, wykonuje latarnie z dyni a dzieci strasząc psikusami zbierają słodycze.
W podniebnej krainie Halloween jest drugim jeśli chodzi o popularność po Bożym Narodzeniu świętem. Z tej to też przyczyny przed korytkowym domem pojawiła się dzisiaj dyniowa latarnia.


Szczególnym, lokalnym  zwyczajem jest powinność dzieci do wykonania małego występu- muszą zaśpiewać, powiedzieć wierszyk  lub żart/ zagadkę zanim dostaną słodycze.

 Duchy, zjawy i upiory,
Diabły, strzygi, inne zmory,
Dzisiaj ze swych grobów wstają
i do Twoich drzwi pukają,
Jeśli nie chcesz ich się bać,
Musisz im cukierka dać.


Tutejsze kobiety przed pójściem spać powinny wysprzątać dom i wystawić jedzenie dla duchów. Wysprzątałam a dla duchów mam zupę dyniową. Masę zupy dyniowej ponieważ nasza dynia była ogromna!

Za oknami wieje i pada, jest bardzo chłodno ( kilkakrotnie było gradobicie) więc zupa musi być koniecznie rozgrzewająca a jak rozgrzewająca to i pikantna.
Jak przygotować pikantną zupę curry z mlekiem kokosowym ? Jeśli nie musimy pieczołowicie i oszczędnie- dla samej dyni a finalnie latarni - drążyć w celu pozyskania miąższu sprawa jest prosta.
Posiekana cebulę podsmażamy, dorzucamy miąższ dyni, solidny kawałek obranego imbiru, podlewamy warzywnym bulionem, doprawiamy ostrym chili i dusimy aż dynia się rozpadnie. Ponieważ lubimy nawet w kremowych zupach wyczuwalne kawałki w osobnym garnku gotowały się pokrojone w kostkę ziemniaki i marchew, nie jest to oczywiście zabieg konieczny, można wszystko gotować w jednym naczyniu. Doprawiamy uduszoną dynie mieszanką curry i miksujemy. Zmiksowaną zupę uzupełniamy mlekiem kokosowym z puszki , doprawiamy wedle potrzeby i podajemy. Smacznego.



Happy Halloween!

środa, 30 października 2013

czipsy, frytki i warzywa z piekarnika

Zastanawiałam się co dzisiaj napisać, od czego zacząć i kłopot mam niemały bo zdjęć sporo, pomysłów też a czasu za to niewiele. Dlatego dzisiaj skompresuję (dziwne jak raczej informatyczny termin pasuje mi do pisania o jedzeniu) kilka niedawnych korytkowych odsłon w jednym wpisie. Wszystkie łączy to, że zostały przygotowane w piekarniku.
Pierwszym jest pomysł na chłodny wieczór (kiedy przy okazji kuchenny piekarnik może służyć jako dodatkowe źródło ciepła), kiedy sami zawijamy się w kołdrę i oglądamy mniej lub bardziej ciekawy film a przekąska sobie dochodzi na grillu.


Cukinię kroimy w paski, pomidory w ćwiartki, podlewamy oliwą połączoną z sosem sojowym, rozgniecionym czosnkiem, pieprzem i tymiankiem. Warzywa pieką się do zarumienienia. Kiedy są gotowe zjadamy z jakimś dodatkiem ( ja zjadłam ze swoim chlebem).

Wszyscy lubią frytki choć są paskudnie niezdrowe. Tak samo jak czipsy, które mają wielu fanów i są prawdopodobnie jeszcze mniej zdrowe niż frytki. Jednakże czasem można zaszaleć a na pewno łatwiej się rozgrzeszyć kiedy wybierzemy domową, pieczoną i bez wątpienia mniej szkodliwą wersję.
Korytkowe frytki są przygotowywane dwuetapowo. Obrane ziemniaki są krojone w słupki i lekko podgotowane, dopiero w takiej formie lądują rozłożone na blasze w piekarniku, lekko skropione olejem. Tym razem piekły się z dynią ( potraktowaną oczywiście wcześniej marynatą- oliwa+sos sojowy+ulubione zioła). Celowo pomijam sałatki i duszony jarmuż z ciecierzycą bo owe nie były z piekarnika choć spotkały się na talerzu. Do kompletu brakuje nam czipsów. Dużo dobrego słyszałam o nich wcześniej ale jakoś nigdy nie było okazji sprawdzić czy na prawdę są takie wyśmienite. Szczęśliwie nadmiar...jarmużu zmusił mnie do wykorzystania go jak najszybciej więc pojawił się na talerzach w  formie czipsów właśnie.
Wystarczyło go umyć, pokroić i rozłożyć na natłuszczonej blasze, lekko skropić oliwą i wstawić do nagrzanego (170- 180st.) piekarnika na 15-20 minut.





Czipsy po lewej, frytki pośrodku a dynia po prawej ( w sumie szkoda, że ignoruję cieciorkę z jarmużem bo była również wyśmienita ale kiedyś na pewno wrócę do tego zestawu i napiszę o nim  coś więcej).

Do piekarnika możemy wrzucić wiele warzyw. Kolejny zestaw nie powstał jednak na bazie zachcianek ale był rezultatem porządków w lodówce. Na blasze wylądowała papryka i pieczarki. Kasza jaglana była ugotowana już rano ( i wykorzystana do przyrządzenia śniadania) więc pozostało mi przygotowanie sosu z czerwonej soczewicy z jarmużem- ale ponieważ nie były z piekarnika pominę jak były przyrządzone ( jakie to również sprytne kiedy chce się kompresować w jednym poście kilka obiadów!).





Dodam, że wbrew pozorom było to  dość szybkie danie, i rzecz jasna, również smaczne .

Na koniec, po tych upchniętych w jednym miejscu sukcesach , pora na przyznanie się do porażki.
Kiszonki nie wyszły, jestem pewna , że to wina sklepowej cukinii, przysięgam w  tym miejscu, że po raz ostatni próbowałam je kisić.




Paskudne, prawda ?

czwartek, 24 października 2013

kiszonki

Wspominałam już o dobroczynnym wpływie kiszonek. Bardzo mi brakuje możliwości kiszenia warzyw ponieważ w podniebnej krainie nie ma ich wyboru a te sklepowe zbytnio nie nadają się do tego.
Jednak kto nie próbuje ten nie powinien marudzić.


Więc kisimy, w kamionce na dnie spoczęły liście kapusty a powyżej cukinia i marchew, z suchym koprem, czosnkiem, gorczycą, zielem angielskim, solą i kminkiem. Całość przykryta talerzykiem i przyciśnięta słoikiem z wodą, kamionka przykryta jest ściereczką. Pożyjemy, zobaczymy, mam wielką nadzieję, że w którymś z kolejnych postów  uda napisać mi się coś dobrego o moich kiszonkach. Teraz cierpliwie obserwuję zalewę i zbieram wypływające przyprawy dbając aby nie wdała się pleśń.


Apple Day

Czasami pomysł na coś prostego i smacznego przychodzi jak wybawienie.
Tak stało się również dzisiaj !
Jeden z korytkowiczów wpadł do domu oznajmiając, że dzisiaj obchodzony jest dzień jabłka ( i sadów) co ucieszyło mnie bo właśnie kończył się gotować brązowy ryż.
A jabłka ? Jabłka są zawsze, nie zawsze tak świeże i jędrne jak teraz ale są.
Wybrałam

umyłam , zielone obrałam (były nieorganiczne, a jabłka są owocami , które niestety gromadzą dużo toksyn z oprysków) a czerwone użyłam ze skórą- pokrojone udusiłam  ze spora garścią daktyli i  cynamonem.
Jakże proste, jakże szybkie i pożywne. Jakże tanie danie ! Cynamon ma właściwości rozgrzewające więc potrawa doskonale sprawdza się w październikowe popołudnia.


Wiele dobrego można napisać o samych jabłkach- zawierają minerały i witaminy oraz sporo pektyn, które działają jak miotełka w naszym organizmie wiążąc niektóre metale ciężkie w nierozpuszczalne sole wydalając je oczyszczają z toksyn oraz regulują florę bakteryjną. Palacze i  mieszkańcy dużych miast powinni jeść jak najwięcej jabłek. Pektyny zmniejszają wchłanianie cholesterolu więc są również polecane osobom mającym problem z jego zbyt wysokim poziomem jak i jako profilaktyka miażdżycy i zawałów. Jabłka mają wysoką zawartość potasu, dzięki temu regulują gospodarkę elektrolitową w organizmie. Jedzenie jabłek na surowo wzmacnia pracę serca, układ nerwowy i poprawia pracę wątroby.
Są smaczne i co  chyba najważniejsze, występują w około 10 tysiącach odmian więc każdy może znaleźć swoją ulubioną.

Mądrość medycyny ludowej przypomina "Jedz jabłka, a ominiesz lekarza", z kolei dietetycy uważają, iż powinno jeść się przynajmniej dwa jabłka dziennie "Rano dla urody, wieczorem dla zdrowia".

niedziela, 20 października 2013

Polentaaaa?! Siii!

Jest jedno zboże , które mnie do siebie nie przekonuje, dlatego jadam je najczęściej poza domem.
Dosyć długo też nie mogłam dopuścić myśli , że mgliste wspomnienie pewnej bardzo lubianej  kreskówki z dzieciństwa jest tak mocno powiązane z owym zbożem.
Ktoś , kto urodził się pod koniec lat siedemdziesiątych pewno pamięta "Białego delfina Um". Ja byłam na tyle mała , że zapamiętałam delfina oraz... sceny, w czasie których przypływał  tajemniczy marynarz, który zawsze wołał do swojej żony; "Polentaaa ?!" a ona odpowiadała "Siii!". Polenta zakodowała mi się gdzieś głęboko jako coś niespotykanego i egzotycznego.
Bach! Czar pryska, trzeba głośno powiedzieć, że polenta z kreskówki była najprawdopodobniej przyrządzona z kaszy i mąki kukurydzianej! Tak, to kukurydza wzbudza we mnie mieszane uczucia, kojarzy mi się niezmiennie jako zboże pastewne.
Najistotniejsze jest to ,że polenta jest zjadliwa i łatwa do przyrządzenia. I zasmakowała korytkowiczom.
Do samego przygotowania podeszłam równie nieufnie jak do kukurydzy, przeczytałam etykietę opakowania  i spontanicznie gotowałam kaszę wsypując ją do bulionowego wrzątku z drobno posiekanym jarmużem, mieszając kiedy zgęstniała i raz dolewając wody. Kiedy gotowa breja ( w Rumunii polenta nazywana jest  mamałygą) stygła w foremce doczytałam w kilku blogach o tym, że powinno się polentę kręcić w garze dokładnie określoną ilość czasu i przestrzegać ściśle miar dolewanej wody. Jednak nie trzeba, należy zaufać intuicji i doświadczeniu, mieszać i dolewać wody na tyle żeby masa była plastyczna i gęsta po czym wylać ją na nasmarowaną, płaską blachę.



 Niejedna Włoszka pokiwałaby z pożałowaniem nad korytkową blachą wylewając swoją polentę (we Włoszek tradycyjnie przyrządzoną z kaszy kasztanowej) na marmurowe blaty w kuchni.
Ostudzona polenta została pokrojona i grilowana. Grilowała się również dynia (doprawiona marynatą czosnkową z tymiankiem), gotował brokuł z fasolką szparagową a w małym rondelku krótko ( co bardzo istotne) dusiła się brukselka z porem i jarmużem . Brukselka przywiodła mnie do głębszych kulinarnych rozmyślań- ale o tym innym razem.


Kiedy brukselka nie straciła swoich zieleni dodałam zmiksowane nasiona- czyli śmietankę  (dynia, słonecznik, siemię, sezam), doprawiłam sosem sojowym i pieprzem i ta część korytka była gotowa.





Oczywiście nie mogło zabraknąć świeżej zieleniny- miks sałat z pomidorem , majonezem i cebulką.
Polenta wypadła całkiem dobrze, wyśmienita była również na zimno. Zastanawiam się nad jej użyciem jako baza do pizzy. Zobaczymy, wegański ser czeka w lodówce.

Polentaaa?! Siii!

piątek, 18 października 2013

z dreszczykiem...

Sezon dyniowy rozpoczął się dla mnie z dreszczykiem.
Początkiem była wielka radość ze znalezienia dyni- również wielkiej, nastał czas na sto potraw z dyni.


Na szybko przyszedł mi do głowy pomysł żeby udusić dynię z jarmużem, a dla sprężystości dodać granulat sojowy. Granulat się moczył w bulionie, dynia została umyta, przekrojona, wypestkowana w części , której użyłam (1/4), obrana i pokrojona w małe kwadraty.


 Jarmuż umyty i pokrojony wrzucony na duszącą się cebulę, brązowy ryż gotował się z kurkumą.
Do duszących się warzyw dodaję dynię z granulatem, zaczynam dusić, robię zdjęcie i co widzę?


Coś całkiem inaczej wyglądającego niż w garze! O zgrozo aparat zwariował! Nie ma kolorów!
Miałam jeszcze nadzieję, że to ja coś niebacznie powciskałam i wszystko wróci do normy więc skupiłam się na doprawieniu warzyw i gotowe korytka wyjechały na stół podane z ryżem.


Zdjęcie - katastrofa! Natrętna myśl o niemożności robienia kolejnych zdjęć do korytka została tylko chwilowo zepchnięta na dalszy plan podczas delektowania się , o wiele piękniej i kolorowo wyglądającą dynią w jarmużu.
Nie wiem do tej pory czy to wina niewygód jakie znosi aparat spoczywając w czasie gotowania na lodówce ( mam przynajmniej gwarancję, że nie spadnie) czy też karta ze starości odmówiła posłuszeństwa ale najważniejsze jest to, że będziemy jednak jeszcze działać wspólnie.
Tylko ta pierwsza dynia w sezonie jakoś tak z dreszczykiem wyszła...

środa, 9 października 2013

zielone kulki

Tytułowe zielone kulki w pierwotnym założeniu miały być wielokolorowe ale zdążyłam stuknąć się w czoło i oszczędzić  pracy z mieszaniem farszy. Inaczej mówiąc,  nie dałam się ponieść fantazji.
Zaznaczam od razu , że może i całe gotowanie wygląda na skomplikowane  ale tak wcale nie było.

Potrzebna jest ugotowana kasza jaglana, zblendowany szpinak ( 100gr ), 3 łyżki namoczonego siemienia lnianego, 3-4 łyżki suchego słonecznika, posiekana natka pietruszki a  w razie potrzeby (gdyby kulki słabo się kleiły) mąka bezglutenowa do podsypania . Przestudzoną kaszę mieszamy z wymienionymi składnikami, doprawiamy  i formujemy kulki.


Kulki gotujemy we wrzątku lub w bulionie do ich wypłynięcia na powierzchnię.
Kulki kulkami , pora na dodatki.

Na zimno- sałatka jarzynowa, nietradycyjna- z ziemniaków, batatów, marchwi, kiszonego ogórka, cebuli i oliwy, podsmażona cebulka- w której umieścimy kulki oczekujące na przygotowanie czosnkowych pieczarek w sosie słonecznikowym. Brzmi skomplikowanie ? Podsmażamy pieczarki, wrzucamy na patelnię spora garść szpinaku, kiedy szpinak jest miękki wciskamy czosnek ( ilość zależna jest od upodobań, korytkowicze lubią sporo więc były 3 ząbki ) , doprawiamy ( sól, pieprz, ew. sos sojowy) i zalewamy zblendowanym z wodą słonecznikiem (  spora garść ze 150ml wody).


Żeby było ciasno na talerzu ugotowałam na parze również brokuły.


W podniebnej krainie coraz częściej jest ciemno i coraz gorzej wychodzą zdjęcia, ostrzegam więc , ze nie zawaham się używać lampy błyskowej choć nie lubię efektów- ale lepiej zobaczyć wszystko w nienaturalnych kolorach niż nie zobaczyć nic..

Trochę mnie poniosło z produkcją kulek więc kolejnego dnia zjedliśmy je podsmażone z kalafiorami duszonymi z czerwoną kapustą, ziemniakami w mundurkach, szparagami i bobem.


smacznego !

sobota, 5 października 2013

makaron rulez

Dość długi czas borykałam się z brakiem dostępu do makaronu bezglutenowego w podniebnej krainie, to znaczy mogłam kupić taki drogi ( co jeszcze nie jest najstraszniejsze ) ale sprowadzony z drugiego końca świata co wystarczająco mnie do niego zniechęciło. Ponieważ wszystko co złe i nieprzyjemne  mija powrócił na sklepowe półki również makaron. W korytku zawrzało, korytkowicze domagali potraw z makaronami prawie każdego dnia a kiedy miałam dość słowa makaron dyplomatycznie dopytywali o spagetti...

W tej odsłonie duszony jarmuż, kapusta, cebula,  brised tofu (puszkowe), marchew i ugotowany na parze groszek.

W tej z kolei makaron był dodatkiem do lekkiego , acz pikantnego jarzynowego lecza.

Odważyłam się na nazwanie dania leczem ponieważ podstawą były kolorowe papryki  a poza nimi: cebula, cukinia, kalafior i groszek. Całość warzyw wpierw marynowała się ponad godzinę ( w zaprawie z oleju, soli, tamari, pieprzu, papryki, chilli, czosnku,  tymianku i rozmarynie) a następnie dusiła do względnej miękkości.

Poziom nasycenia makaronem osiągnął obecnie normę, pora na  kolejne makaronowe danie przyjdzie dopiero jakiegoś zabieganego dnia kiedy nie będzie czasu na nic prostszego i szybszego jak na spagetti!


piątek, 4 października 2013

ordynarne sznycelki

Tak, ordynarne. Mogą być zwykłym zapychaczem ze słonecznikiem albo możemy je wzbogacić dodając np.zioła. W każdym bądź razie skład jest prosty i  możemy wykorzystać pozostały z poprzedniego dnia np.ryż (mogłaby to być kasza gryczana czy jaglana).  Sznycelki dowodzą również jednej przewagi mąki bezglutenowej nad tradycyjną , która  nie jest intensywna w smaku  i łatwo przyjmuje smak przypraw.

Zaczynamy od przygotowania granulatu sojowego ( przyjrzałam się naszej etykiecie- GMO free, wzbogacony w wit.B.12 i D, dobre i to )- zalewamy gorącym bulionem, przyprawiamy wg uznania (lubczyk, czosnek, sos sojowy, ulubione zioła). Siekamy cebulę, obieramy 1-3 ząbki czosnku, które przeciskamy, łączymy z cebulą i lekko odsączonym granulatem, ryżem, słonecznikiem, przyprawiamy ( w mojej wersji była to mieszanka wędzonych ziół, pieprz i cząber) i  mieszamy z taką ilością mąki żeby łatwo formować małe kulki (masa pozostaje lekko klejąca).

Na 15 sztuk potrzebowałam dwóch szklanek namoczonego granulatu, 3/4 szklanki ugotowanego ryżu, 1/2 szklanki słonecznika. Sznycelki powinny chwile poleżeć ( słonecznik absorbuje płyn a nasze sznycelki staja się bardziej zwarte ). Doskonały czas na przygotowanie jakiejś sałatki bądź surówki.

Kotleciki obsmażamy na złotawy kolor.


nieskomplikowane, naprawdę , i szybko znikające


wtorek, 1 października 2013

A kabaczek ?

Uwielbiam kabaczka nadziewanego  i tak zwykle bywał przygotowywany w korytku. Ja też jestem jego największą fanką. Ostatnio jednak rozmyślałam tak sobie o kabaczku pół dnia i postanowiłam go przyrządzić w najprostszy z możliwych sposobów.
Czyli po kolei
Kroimy kabaczka w plastry, usuwamy nasiona i solimy go ( co ułatwia jego "odwodnienie")

Osuszamy go z soku, który puścił po nasoleniu i nacieramy marynatą  z oleju, tamari, rozmarynu, oregano, lubczyku, czosnku, soli i pieprzu.
Wielu się zdaje, że moje korytkowe czynności są skomplikowane a ja jestem jakąś nadbabą, która to zawsze z lekkością ogarnia. Nie, to tylko rutyna i doświadczenie ... a bywają chwile i takie
W co wsadzić ręce... ręce w co wsadzić.... paprykę kroimy i nacieramy marynatą do kabaczka, siekamy zioła :majeranek, tymianek, rozmaryn z porem i dodajemy do gniecionych ziemniaków
Do ziemniaków dodajemy ugotowanej kaszy gryczanej, dokładnie mieszamy i formujemy krokieciki, które układamy na nasmarowanej blasze
Pieczemy równocześnie dwie blachy : krokieciki i warzywa- kabaczka z marchwią i papryką.
Jeśli komuś by zależało jednak  na najprostszym daniu z kabaczkiem zamiast krokiecików gotują się w tym czasie ziemniaki, kasza bądź ryż.
Jakaś sałatka do tego koniecznie i gotowe !

Smacznego !



Międzynarodowy Dzień Wegetarianizmu

Ach!  Lenistwo ogarnęło mnie na dobre, lenistwo  w pisaniu. W innych dziedzinach, szczerze pisząc nie  mogę sobie za bardzo na nie pozwolić. Ostatnimi czasy widać jakieś zamieszanie w porządku pór roku, od dwóch tygodni ( czyli zaraz po nastaniu kalendarzowej jesieni ) wróciło do nas lato! Nie boję się nawet stwierdzić , że ostatnie dwa tygodnie były cieplejsze niż niektóre lipcowe dni. W takich okolicznościach ogromnie łatwo jest sobie znaleźć mnóstwo powodów żeby czas spędzać poza domem i z dala od komputera.
Wczoraj  jednak obiecałam sobie , że z okazji Międzynarodowego Dnia Wegetarianizmu zmobilizuję się, zasiądę , wydobędę jakieś  znowu po części zapomniane zdjęcia, i opowiem co nieco o tym co w korytku się ostatnio działo.
Jednak wstępem zostaje świętowanie wegetarianizmu , z tej okazji robiłam sobie dzisiaj całodniową prawie prasówkę żebym mogła się tutaj czymś podzielić.
 Na dzień dobry: W Polsce jest już milion wegetarian, cudowna wiadomość, wrześniowe badania przeprowadzone przez Homo Homini wykazały , że w Polsce jest ponad milion dorosłych wegetarian, coś się zmienia i napawa nadzieją myśl, że owi dorośli wegetarianie teoretycznie wychowują bądź może będą wychowywać swoje wegetariańskie dzieci.
Od ponad trzydziestu lat celem  Dnia Wegetarianizmu stało się  promowanie jego idei, wykazywanie korzyści płynących z wegetarianizmu w wielu aspektach naszego życia.
Bardzo zgrabny artykuł Wegetarianizm- etyczny czy ekonomiczny wybór prosto ujmuje i wyjaśnia z jakiego powodu warto czy powinno się zostać wegetarianinem.
Co bardzo ujmujące 4 października zaczyna się Światowy Tydzień Zwierząt a sam październik jest Miesiącem Dobroci dla Zwierząt. W ramach październikowych obchodów  12.10. w Krakowie odbędzie się Veggie parade ( tutaj mogłabym wkleić baner ale jak dotąd go nie dostałam ) ale  i bez takich zachęt zapraszam wszystkich "będących niedaleko".