Z zasady w korytku jest zawsze jak najprościej i prawdopodobnie umarłabym z kilku powodów gdybym była w jakikolwiek sposób zmuszona do tworzenia wymyślnych , złożonych i tysiąckrotnie przetwarzanych dań. Na pewno nie widziałabym słońca na oczy stojąc przy garach. Dzisiejszy dzień przegapiłam i to wcale nie przez gary, cóż, liczę, że jutro będzie jeszcze ładniej.
Stawiając ostatnio talerze uśmiechnęłam się sama do siebie , oto co zauważyłam
Wybredność bądź ograniczenia z wyboru doprowadziła do tego, że niektóre korytkowe odsłony są dopasowane indywidualnie. Niech się owi wybredni korytkowicze cieszą , że wszystko można przygotować równocześnie i bez zbędnych nakładów. Szczęśliwie dorastają do poszczególnych smaków.
Ta dygresja to wstęp do wczorajszego korytka , które zamiast wystawnego niedzielnego obiadu było prostym, tanim i pożytecznym edukacyjnie zestawem.
W ramach wstępu przeczesaliśmy przydomowy trawnik ( wymagający przycięcia- ale w sumie po co, skoro tyle pożytecznych i smacznych rzeczy można na nim znaleźć). Oto co nam było potrzebne
Tak, zhańbiony w ojczyźnianym politycznym dyskursie szczaw! Nie zbierany co prawda na nasypie kolejowym ani z głodu ani z biedy tylko z powodu mojego lenistwa i uwielbienia do zupy szczawiowej. Nie wiem, może taki szczaw z nasypów jest w coś zasobniejszy ale w podniebnej krainie nie ma ani torów, ani tym bardziej nasypów gdzie powinny znajdować się tory ani też nie ma pociągów. Dobrze, że jest szczaw.
Żeby powstała z niego zupa zaczynamy od podduszenia porów, dodaniu warzyw ( pietruszka, marchew, seler, ziemniaki ) i ugotowaniu z ryżem. Kiedy zupa już ( ha ! jak to brzmi ) dochodzi wrzucamy szczaw, który momentalnie zmienia swój kolor, można sobie zupę zabielić , na pewno przyprawić i gotowe !
Szczaw zawiera głównie kwas szczawiowy, szczawiany , witaminę C i glikozydy. Pomimo tego, że szczawiany wiążą wapń ( a nadużywany szczaw może powodować odkładanie szczawianów w nerkach i pęcherzu moczowym sprzyjając powstawaniu kamicy moczowej) jest korzystny dietetycznie ze względu na wysoką zawartość łatwo przyswajalnego żelaza i obecność karotenów.
Drugie danie, idąc za ciosem, było zestawem "gospodarskim" - zużyłam pozostałą kaszę gryczaną i ziemniaki.
Z kaszy i ziemniaków powstały kotleciki. Z ciekawością przejrzałam kilka blogów kulinarnych żeby ostatecznie i tak zrobić je po swojemu, czyli jeszcze prościej niż zakładały przepisy , które znalazłam. Więc do kotletów potrzebne mi były owe wymienione resztki obiadowe ( ziemniaków około połowy ilości w stosunku do kaszy), sól, pieprz i odrobina cząbru do doprawienia oraz mąka ryżowa , w której obtoczyłam powstałe kotleciki.
Nic nie dodawałam do środka ( a jak widziałam można podsmażoną cebulę lub inne warzywa lub strączki). Zastanawiające było tylko czy przetrzymają w całości smażenie- obawy były zbędne.
Do zestawu trafiły również : surówka z kiszonej kapusty ( która trafiła do podniebnej krainy zaprzyjaźnionymi kanałami, dziękujemy serdecznie), sos z czerwonej soczewicy i kawałek ziemniaka.
Sprawdziłam właśnie co widać za oknem , a widać wszystko i daleko jak należy więc mam szansę załapać się jutro na słońce. Mam nadzieję na jakiś dłuższy spacer.
Choć tak po prawdzie to boję się sprawdzić prognozy pogody na jutro - nigdy nic nie wiadomo...
1 komentarz:
:D też uwielbiam szczawiową :)
a dziś zgrzeszyłam i zjadałam spaghetti ....
ale nawet do dokładki mnie nie ciągnęło...
Prześlij komentarz