Cierpliwie czekałam na zamówione składniki i pomoce niezbędne do wykreowania roślinnego jaja. Tak- przejęłam rolę kury, a w czasie kiedy wszystkie składniki i akcesoria jeszcze nie dotarły czytałam o wielu drogach poszukiwania roślinnego jaja. Fascynujące, że trafiłam na opisy i motywacje ludzi z wielu zakątków świata. I tak niektórzy cierpliwie wycinali "białko" z tofu przyozdabiając je żółtymi pastami a niektórzy wręcz uciekali się do kuchni molekularnej i czarowali jajka , w formie sadzonego, z mleka kokosowego i mango.
Najpierw dotarła forma silikonowa w kształcie jaj. Kolejnego dnia czarna sól- Kala Namak. Cudo, nie potrafię się nadziwić, że tyle czasu straciliśmy bez tej soli, której głównym składnikiem jest chlorek sodu oraz siarczan sodu, siarczek żelaza oraz siarkowodór. Prawdziwym zaskoczeniem był autentyczny smrodek jaja! W ciągu pierwszego wieczora zajadaliśmy się naszym bezjajonezem z kala namak a ja ciągle nie dowierzałam swoim wrażeniom smakowym.
W końcu dotarł agar agar w proszku - bo taki jest niezbędny w przygotowaniach.
Ostatecznie w wykreowaniu moich białek pomógł mi blog ten oraz ten.
Moje formy na jaja miały pojemność 6x 50 ml więc użyłam
350 ml niesłodzonego mleka sojowego
2 łyżeczki agaru
szczyptę czarnej soli
niepełnej łyżeczki soku z cytryny
Do gotującego się mleka dodałam agaru, rozmieszałam dokładnie i podgrzewałam około 10 minut (gdzieś wyczytałam, że w innym wypadku można wyczuć posmak alg) , pod koniec dodałam sok z cytryny i kala namak.
Całość rozlałam do foremek i zostawiłam do ostygnięcia.
Nie spodobały mi się pęcherzyki, które powstały z mlecznej piany- ale niemożliwością było ją zebrać a sitko z wiadomych względów odpadło. Choć gubią się one kiedy pojawia się "żółtko" to mam już pomysł na modyfikację. Obawiałam się wycinania wgłębień na żółtka ( w niektórych opisach wyglądało to prawie karkołomnie) a okazało się, że poradziłam sobie bez problemów łyżeczką do herbaty!
Nie znalazłam żadnego przekonującego mnie przepisu na żółtko więc musiałam go wymyślić.
Z proporcji, których użyłam wyszło mi sporo "żółtek" ale znalazły one później kolejne zastosowanie.
3/4 kubka ugotowanej ciecierzycy ( zostawiłam wodę z gotowania)
1 duża ugotowana marchew
2 łyżeczki kurkumy ( następnym razem dam jednak mniej)
kala namak do smaku
Wszystkie składniki zblendowałam a ok 100ml wody pozostałej z gotowania ciecierzycy zagrzałam ponownie , rozpuściłam agar agar i dodałam połowę masy cicierzycowo- marchwiowej, grzałam chwile mieszając, nałożyłam żółtka we właściwe miejsce i zadziwiająco krótko czekałam aż zastygnie.
Tadam - i oto ujrzałam swoje pierwsze jaja !
Ponieważ bezjajonez został pochłonięty wyjątkowo szybko zrobiłam również ten bazujący na przepisie puszkowym ale nie dodałam czosnku i musztardy- zapomniałam, że tej nie ma już w domu a krótka pamięć zawiodła w czasie zakupów. Wyszedł więc w wersji łagodnej. Dobrze pamiętać żeby wszystkie składniki były dobrze schłodzone to oszczędzimy pracy naszemu sprzętowi. Majonez zrobił się gęsty dużo wcześniej niż w czasie wskazanym w przepisie ( i całe szczęście bo poważnie obawiałam się o blender).
Bardzo dobrze, że uzupełniłam domową spiżarnię w świeży majonez bo mogliśmy się cieszyć na kolację kanapkami z pastą , która dawno odeszła w mroki niepamięci a wywołała niemalże euforię.
To pasta bezjajeczna wykonana z bezjajka oczywiście, z posiekaną rukolą, cebulką, i majonezem.
Pycha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz