Pomijając nieuniknione obowiązki codzienne sporo zajęcia dostarczały ostatnio wszystkie wspaniałe wydarzenia dziejące się w pobliżu domu. Sprzyjała ku temu cudowna aura, nieczęsto spotykana w takim natężeniu i o tej porze roku w podniebnej krainie. Zamiast więc krzywić kręgosłupy na krzesłach albo produkować odleżyny na sofie rozciągaliśmy się na kocu przed domem delektując się śpiewem ptaków, obserwując jak budują swoje gniazda , rozkoszowaliśmy się słońcem i buchającą zewsząd wiosenną radością.
W całej tej euforii nietrudno zapomnieć o gotowaniu więc często wyjściem z kłopotliwej sytuacji jest szybki przegląd lodówki i genialny, w swej prostocie , przebłysk.
Doświadczyłam tego ostatnio na widok sporej ilości farszu do pierogów ruskich ( ugotowane ziemniaki, tofu, twarożek migdałowy, podsmażona cebula). Wstawiłam do gotowania wodę na kluseczki, do farszu pierogowego dodałam ok.1/6 część mąki ziemniaczanej, dokładnie wymieszałam masę i uformowałam kluseczki wielkości piłeczki pingpongowej . Posiekałam drobno cebulę, podsmażyłam. Kluseczki ugotowałam. Podane zostały oczywiście na kocu.
Cała operacja trwała około 25 minut a pomysł zachowuję w pamięci bo bardzo przypadł mi do smaku.
I trudno zejść z koca wieczorem , kiedy robi się prawdziwie magicznie
Czasami trzeba jednak stąpać po ziemi i wrócić do kuchni, której zawartość lodówki może okazać się bardzo skromna na skutek wiosennego roztargnienia. Co wtedy ? Cudownie jak się ma jarmuż pod ręką- czy to z lodówki czy to dwuletni z grządki. Taki z grządki nawet jest lepszy, bo najprostsza zupa jarmużowa może zyskać wiele piękna. A jarmuż w korytku zawsze w pogotowiu.
Poddusiłam pora i kawałek selera i ząbek czosnku na oleju kokosowym , dodałam pokrojone w kostkę ziemniaki, zalałam bulionem a kiedy były miękkie do garnka dodałam posiekaną natkę pietruszki i jarmuż.
Te urokliwe i smaczne żółte kwiatuszki to kwitnący jarmuż, który pojawia się w drugim roku wzrastania na długich łodyżkach pośród drobniejszych, niż w roku poprzednim liści.
Można zakończyć patetycznie, że ta prosta zupa to uczta dla ciała i duszy. Dlaczego by nie?
środa, 30 kwietnia 2014
niedziela, 20 kwietnia 2014
Bardzo przyjemny czas nastał w podniebnej krainie. Pogoda iście letnia ! A my cieszymy się doborowym towarzystwem naszych gości.
W tym radosnym zamieszaniu trudno mi było uwiecznić nasze dzisiejsze śniadanie, zbyt wielu głodnych oczekiwało i domagało się nakarmienia. Udało się uchwycić tylko małe fragmenty...
Przesytu nie było, zjedliśmy nasze jajka, pastę z tofu, hummus paprykowy, sałatkę jarzynową , sałatkę z mieszanych liści a do porannej kawy makowiec lub/i bajaderki.
Ponieważ pogoda nas rozpieściła udał nam się spacer. Udał również ze względów kulinarnych.
Świeżo wyłowiona ze strumyka rukiew wodna i czosnek niedźwiedzi zostały zjedzone w sałatce.
W tym radosnym zamieszaniu trudno mi było uwiecznić nasze dzisiejsze śniadanie, zbyt wielu głodnych oczekiwało i domagało się nakarmienia. Udało się uchwycić tylko małe fragmenty...
Przesytu nie było, zjedliśmy nasze jajka, pastę z tofu, hummus paprykowy, sałatkę jarzynową , sałatkę z mieszanych liści a do porannej kawy makowiec lub/i bajaderki.
Ponieważ pogoda nas rozpieściła udał nam się spacer. Udał również ze względów kulinarnych.
Świeżo wyłowiona ze strumyka rukiew wodna i czosnek niedźwiedzi zostały zjedzone w sałatce.
czwartek, 17 kwietnia 2014
Skoro dookoła porządki wiosenne czy też przedświąteczne napiszę jeszcze o patencie, który może je ułatwić oraz uczyni je ekologiczne i ekonomiczne.
Sprawa wygląda tak
Garmażeryjny hit wszech czasów czyli galaretka zwana auszpikiem. Powyżej z warzywami i pieczarkami ( na takim samym bulionie z agarem).
A na dzisiejsze zakończenie autoironiczny uśmiech mieszkańców podniebnej krainy. Niestety nie udało mi się wkleić bezpośrednio filmu więc oglądamy z linka
Preparing for the Tourist Season
Sprawa wygląda tak
Do naczynia zbieramy owocowy kompost ( ja celowo- dla zapachu- cytrusowy) zasypujemy drożdżami, cukrem i wodą
Zrobiłam to w proporcjach "na oko" a dokładniejsi mogą zerknąć do oryginału choć zapewniam , że wyszło i działa. Co oznacza, że sprawdziłam ów roślinny enzym , kiedy odstał kilka dni ( miło bulgocząc) i użyłam go do czyszczenia stołu i podłóg. Zaskoczyłam się bardzo miło. O wiele trudniej jest "zadeptać" tak umytą podłogę.
A w samej kuchni, oprócz codziennej rutyny znalazł się czas na eksperymenty. Choć nigdy fanem najpopularniejszej wersji nie byłam ciekawość nakazała mi sprawdzić jak uda mi się wersja roślinna.
Garmażeryjny hit wszech czasów czyli galaretka zwana auszpikiem. Powyżej z warzywami i pieczarkami ( na takim samym bulionie z agarem).
A na dzisiejsze zakończenie autoironiczny uśmiech mieszkańców podniebnej krainy. Niestety nie udało mi się wkleić bezpośrednio filmu więc oglądamy z linka
Preparing for the Tourist Season
niedziela, 13 kwietnia 2014
ale jaja bez jaja i pasta bezjajeczna
Cierpliwie czekałam na zamówione składniki i pomoce niezbędne do wykreowania roślinnego jaja. Tak- przejęłam rolę kury, a w czasie kiedy wszystkie składniki i akcesoria jeszcze nie dotarły czytałam o wielu drogach poszukiwania roślinnego jaja. Fascynujące, że trafiłam na opisy i motywacje ludzi z wielu zakątków świata. I tak niektórzy cierpliwie wycinali "białko" z tofu przyozdabiając je żółtymi pastami a niektórzy wręcz uciekali się do kuchni molekularnej i czarowali jajka , w formie sadzonego, z mleka kokosowego i mango.
Najpierw dotarła forma silikonowa w kształcie jaj. Kolejnego dnia czarna sól- Kala Namak. Cudo, nie potrafię się nadziwić, że tyle czasu straciliśmy bez tej soli, której głównym składnikiem jest chlorek sodu oraz siarczan sodu, siarczek żelaza oraz siarkowodór. Prawdziwym zaskoczeniem był autentyczny smrodek jaja! W ciągu pierwszego wieczora zajadaliśmy się naszym bezjajonezem z kala namak a ja ciągle nie dowierzałam swoim wrażeniom smakowym.
W końcu dotarł agar agar w proszku - bo taki jest niezbędny w przygotowaniach.
Ostatecznie w wykreowaniu moich białek pomógł mi blog ten oraz ten.
Moje formy na jaja miały pojemność 6x 50 ml więc użyłam
350 ml niesłodzonego mleka sojowego
2 łyżeczki agaru
szczyptę czarnej soli
niepełnej łyżeczki soku z cytryny
Do gotującego się mleka dodałam agaru, rozmieszałam dokładnie i podgrzewałam około 10 minut (gdzieś wyczytałam, że w innym wypadku można wyczuć posmak alg) , pod koniec dodałam sok z cytryny i kala namak.
Całość rozlałam do foremek i zostawiłam do ostygnięcia.
Nie spodobały mi się pęcherzyki, które powstały z mlecznej piany- ale niemożliwością było ją zebrać a sitko z wiadomych względów odpadło. Choć gubią się one kiedy pojawia się "żółtko" to mam już pomysł na modyfikację. Obawiałam się wycinania wgłębień na żółtka ( w niektórych opisach wyglądało to prawie karkołomnie) a okazało się, że poradziłam sobie bez problemów łyżeczką do herbaty!
Nie znalazłam żadnego przekonującego mnie przepisu na żółtko więc musiałam go wymyślić.
Z proporcji, których użyłam wyszło mi sporo "żółtek" ale znalazły one później kolejne zastosowanie.
3/4 kubka ugotowanej ciecierzycy ( zostawiłam wodę z gotowania)
1 duża ugotowana marchew
2 łyżeczki kurkumy ( następnym razem dam jednak mniej)
kala namak do smaku
Wszystkie składniki zblendowałam a ok 100ml wody pozostałej z gotowania ciecierzycy zagrzałam ponownie , rozpuściłam agar agar i dodałam połowę masy cicierzycowo- marchwiowej, grzałam chwile mieszając, nałożyłam żółtka we właściwe miejsce i zadziwiająco krótko czekałam aż zastygnie.
Tadam - i oto ujrzałam swoje pierwsze jaja !
Ponieważ bezjajonez został pochłonięty wyjątkowo szybko zrobiłam również ten bazujący na przepisie puszkowym ale nie dodałam czosnku i musztardy- zapomniałam, że tej nie ma już w domu a krótka pamięć zawiodła w czasie zakupów. Wyszedł więc w wersji łagodnej. Dobrze pamiętać żeby wszystkie składniki były dobrze schłodzone to oszczędzimy pracy naszemu sprzętowi. Majonez zrobił się gęsty dużo wcześniej niż w czasie wskazanym w przepisie ( i całe szczęście bo poważnie obawiałam się o blender).
Bardzo dobrze, że uzupełniłam domową spiżarnię w świeży majonez bo mogliśmy się cieszyć na kolację kanapkami z pastą , która dawno odeszła w mroki niepamięci a wywołała niemalże euforię.
To pasta bezjajeczna wykonana z bezjajka oczywiście, z posiekaną rukolą, cebulką, i majonezem.
Pycha!
Najpierw dotarła forma silikonowa w kształcie jaj. Kolejnego dnia czarna sól- Kala Namak. Cudo, nie potrafię się nadziwić, że tyle czasu straciliśmy bez tej soli, której głównym składnikiem jest chlorek sodu oraz siarczan sodu, siarczek żelaza oraz siarkowodór. Prawdziwym zaskoczeniem był autentyczny smrodek jaja! W ciągu pierwszego wieczora zajadaliśmy się naszym bezjajonezem z kala namak a ja ciągle nie dowierzałam swoim wrażeniom smakowym.
W końcu dotarł agar agar w proszku - bo taki jest niezbędny w przygotowaniach.
Ostatecznie w wykreowaniu moich białek pomógł mi blog ten oraz ten.
Moje formy na jaja miały pojemność 6x 50 ml więc użyłam
350 ml niesłodzonego mleka sojowego
2 łyżeczki agaru
szczyptę czarnej soli
niepełnej łyżeczki soku z cytryny
Do gotującego się mleka dodałam agaru, rozmieszałam dokładnie i podgrzewałam około 10 minut (gdzieś wyczytałam, że w innym wypadku można wyczuć posmak alg) , pod koniec dodałam sok z cytryny i kala namak.
Całość rozlałam do foremek i zostawiłam do ostygnięcia.
Nie spodobały mi się pęcherzyki, które powstały z mlecznej piany- ale niemożliwością było ją zebrać a sitko z wiadomych względów odpadło. Choć gubią się one kiedy pojawia się "żółtko" to mam już pomysł na modyfikację. Obawiałam się wycinania wgłębień na żółtka ( w niektórych opisach wyglądało to prawie karkołomnie) a okazało się, że poradziłam sobie bez problemów łyżeczką do herbaty!
Nie znalazłam żadnego przekonującego mnie przepisu na żółtko więc musiałam go wymyślić.
Z proporcji, których użyłam wyszło mi sporo "żółtek" ale znalazły one później kolejne zastosowanie.
3/4 kubka ugotowanej ciecierzycy ( zostawiłam wodę z gotowania)
1 duża ugotowana marchew
2 łyżeczki kurkumy ( następnym razem dam jednak mniej)
kala namak do smaku
Wszystkie składniki zblendowałam a ok 100ml wody pozostałej z gotowania ciecierzycy zagrzałam ponownie , rozpuściłam agar agar i dodałam połowę masy cicierzycowo- marchwiowej, grzałam chwile mieszając, nałożyłam żółtka we właściwe miejsce i zadziwiająco krótko czekałam aż zastygnie.
Tadam - i oto ujrzałam swoje pierwsze jaja !
Ponieważ bezjajonez został pochłonięty wyjątkowo szybko zrobiłam również ten bazujący na przepisie puszkowym ale nie dodałam czosnku i musztardy- zapomniałam, że tej nie ma już w domu a krótka pamięć zawiodła w czasie zakupów. Wyszedł więc w wersji łagodnej. Dobrze pamiętać żeby wszystkie składniki były dobrze schłodzone to oszczędzimy pracy naszemu sprzętowi. Majonez zrobił się gęsty dużo wcześniej niż w czasie wskazanym w przepisie ( i całe szczęście bo poważnie obawiałam się o blender).
Bardzo dobrze, że uzupełniłam domową spiżarnię w świeży majonez bo mogliśmy się cieszyć na kolację kanapkami z pastą , która dawno odeszła w mroki niepamięci a wywołała niemalże euforię.
To pasta bezjajeczna wykonana z bezjajka oczywiście, z posiekaną rukolą, cebulką, i majonezem.
Pycha!
czwartek, 10 kwietnia 2014
bezjajonez
Dziś, w pierwszej części, w ramach wprowadzenia, pora na niesmaczny temat.
Niesmaczny z wielu powodów: okrucieństwa, bezduszności, zachłanności, zakłamania i obojętności. A przede wszystkim ogromnego cierpienia.
Jak co roku, przed świętami, w milionach będą kupowane jajka, głównie "trójki". Czy ich konsumenci znają ich pochodzenie ? Czy mają prawo je znać?
Jaj , jak i innych produktów zwierzęcych nie stosuję w swojej kuchni. Czasami zdarza mi się dyskutować ze znajomymi o tym dlaczego też jaja ? Co jest z nimi nie tak od strony etycznej?
Zacząć trzeba od kury, którą zna niemalże każdy z nas z sielskich , wiejskich obrazków, gdzie szczęśliwe, otoczone gromadą puchatych kurcząt grzebią w ziemi. Rzeczywistość jest drastycznie odmienna.
Również tym roku Stowarzyszenie Otwarte Klatki ruszyło z kampanią, która ma celu pokazać jak wygląda przemysł jajczarski oraz pokazać z jakim cierpieniem kur jest związane .
Sama nazwa kampanii Jak one to znoszą ? sugeruje wiele.
Oprócz informacji na stronie kampanii dokładne objaśnienie sprawy znajdziemy też w tym miejscu.
A mi pozostaje pokazanie, że bez jajek da się żyć bez większych wyrzeczeń.
Jako pierwszy bezjajonez czyli majonez z tofu jedwabistego (choć robiłam go bez problemów z normalnego , twardszego tofu).
Potrzebne nam będą:
tofu 350 gr
sok z 1/4 cytryny
2 łyżki musztardy ( u nas ostra)
25 ml octu (balsamicznego), który można zastąpić sokiem z kolejnej ćwiartki cytryny
200 ml oleju
kurkuma
sól (lub sos sojowy u nas tamari)
Blendujemy tofu z octem , dodajemy musztardę i sok z cytryny, 1/4 łyżeczki kurkumy i solimy, blendując nadal dolewamy powoli olej. Kiedy całość jest gładka i gęsta możemy być pewni, że to już koniec i przełożyć do naczynia , w którym będziemy go przechowywać ( w lodówce oczywiście).
Ja swój zapakowałam do słoika po... sklepowym majonezie sojowym przez co , całkiem niezamierzenie, udało mi się zaskoczyć (pozytywnie) zawartością pierwszego konsumenta, doskonale sprawdził się również w sałatce. Rano użyję go do smarowania kanapek na śniadanie- już się nie mogę doczekać...
Wegańskie majonezy można robić z innych roślin strączkowych ( fasoli, grochów), z ryżu, ziemniaków, mlek roślinnych i orzechowych. Kolejny będę robić z puszkowego przepisu a okazja oczywiście świąteczna ku temu będzie. Choć nie świętujemy tradycyjnie to jest to dla nas okoliczność do corocznego spotkania z przyjaciółmi i oczywiście ucztowania. Mam nadzieję, że uda mi się przedstawić nasz wiosenny stół.
Czekam niecierpliwie na dostawę kilku gadżetów, które pozwolą mi przetestować chodzący mi po głowie pomysł. Oczywiście związany z przygotowaniami do świąt.
Niesmaczny z wielu powodów: okrucieństwa, bezduszności, zachłanności, zakłamania i obojętności. A przede wszystkim ogromnego cierpienia.
Jak co roku, przed świętami, w milionach będą kupowane jajka, głównie "trójki". Czy ich konsumenci znają ich pochodzenie ? Czy mają prawo je znać?
Jaj , jak i innych produktów zwierzęcych nie stosuję w swojej kuchni. Czasami zdarza mi się dyskutować ze znajomymi o tym dlaczego też jaja ? Co jest z nimi nie tak od strony etycznej?
Zacząć trzeba od kury, którą zna niemalże każdy z nas z sielskich , wiejskich obrazków, gdzie szczęśliwe, otoczone gromadą puchatych kurcząt grzebią w ziemi. Rzeczywistość jest drastycznie odmienna.
Również tym roku Stowarzyszenie Otwarte Klatki ruszyło z kampanią, która ma celu pokazać jak wygląda przemysł jajczarski oraz pokazać z jakim cierpieniem kur jest związane .
Sama nazwa kampanii Jak one to znoszą ? sugeruje wiele.
Oprócz informacji na stronie kampanii dokładne objaśnienie sprawy znajdziemy też w tym miejscu.
A mi pozostaje pokazanie, że bez jajek da się żyć bez większych wyrzeczeń.
Jako pierwszy bezjajonez czyli majonez z tofu jedwabistego (choć robiłam go bez problemów z normalnego , twardszego tofu).
Potrzebne nam będą:
tofu 350 gr
sok z 1/4 cytryny
2 łyżki musztardy ( u nas ostra)
25 ml octu (balsamicznego), który można zastąpić sokiem z kolejnej ćwiartki cytryny
200 ml oleju
kurkuma
sól (lub sos sojowy u nas tamari)
Blendujemy tofu z octem , dodajemy musztardę i sok z cytryny, 1/4 łyżeczki kurkumy i solimy, blendując nadal dolewamy powoli olej. Kiedy całość jest gładka i gęsta możemy być pewni, że to już koniec i przełożyć do naczynia , w którym będziemy go przechowywać ( w lodówce oczywiście).
Ja swój zapakowałam do słoika po... sklepowym majonezie sojowym przez co , całkiem niezamierzenie, udało mi się zaskoczyć (pozytywnie) zawartością pierwszego konsumenta, doskonale sprawdził się również w sałatce. Rano użyję go do smarowania kanapek na śniadanie- już się nie mogę doczekać...
Wegańskie majonezy można robić z innych roślin strączkowych ( fasoli, grochów), z ryżu, ziemniaków, mlek roślinnych i orzechowych. Kolejny będę robić z puszkowego przepisu a okazja oczywiście świąteczna ku temu będzie. Choć nie świętujemy tradycyjnie to jest to dla nas okoliczność do corocznego spotkania z przyjaciółmi i oczywiście ucztowania. Mam nadzieję, że uda mi się przedstawić nasz wiosenny stół.
Czekam niecierpliwie na dostawę kilku gadżetów, które pozwolą mi przetestować chodzący mi po głowie pomysł. Oczywiście związany z przygotowaniami do świąt.
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
gulasz boczniakowo-kalafiorowy
Jeśli potrzebujecie jakiejś potrawki z gęstym sosem polecam korytkowy gulasz z boczniaków i kalafiorów.
Boczniaki wszędzie poza podniebną krainą są łatwo dostępne a nam pozostaje głęboka wdzięczność dla dobrych ludzi , którzy wiedzą co lubimy jeść i pamiętają o nas w podróżach.
Siekamy drobno przepłukane grzyby i podsmażamy je posolone i popieprzone.
Dodajemy posiekanego drobno pora i jeszcze chwile podduszamy dolewając wody i sosu sojowego
Dodajemy do duszenia podzielonego na małe koszyczki kalafiora i dusimy kolejne 7-10 minut do czasu kiedy kalafiory będą lekko miękkie , doprawiamy warzywa ( sos sojowy, majeranek, pieprz, papryka słodka) , dorzucamy opcjonalnie zieloną cebulkę i zagęszczamy sos mikstura wykonaną z
-wody 3/4 szklanki
-4 łyżek mąki bezglutenowej ( jest idealna w tej roli bo nie "zabiera" smaku jak pszenna)
Mieszamy do całkowitego zgęstnienia sosu- jeśli wyjdzie za gęsty można dolać wody i dokładnie rozmieszać sos.
Smacznego!
Boczniaki wszędzie poza podniebną krainą są łatwo dostępne a nam pozostaje głęboka wdzięczność dla dobrych ludzi , którzy wiedzą co lubimy jeść i pamiętają o nas w podróżach.
Siekamy drobno przepłukane grzyby i podsmażamy je posolone i popieprzone.
Dodajemy posiekanego drobno pora i jeszcze chwile podduszamy dolewając wody i sosu sojowego
Dodajemy do duszenia podzielonego na małe koszyczki kalafiora i dusimy kolejne 7-10 minut do czasu kiedy kalafiory będą lekko miękkie , doprawiamy warzywa ( sos sojowy, majeranek, pieprz, papryka słodka) , dorzucamy opcjonalnie zieloną cebulkę i zagęszczamy sos mikstura wykonaną z
-wody 3/4 szklanki
-4 łyżek mąki bezglutenowej ( jest idealna w tej roli bo nie "zabiera" smaku jak pszenna)
Mieszamy do całkowitego zgęstnienia sosu- jeśli wyjdzie za gęsty można dolać wody i dokładnie rozmieszać sos.
Smacznego!
wtorek, 1 kwietnia 2014
pizza pod kołderką
Jak tu nazwać pizzę, która jest bez sera a wygląda jak z tradycyjnym serem ? Szczególnie, że wielu zjadaczy dziwi się pizzy, która jest "goła" jakby to akurat ser miał być w oryginalnej pizzy pierwszym składnikiem. Niekoniecznie. Ale skoro można uspokoić współtowarzyszy biesiady pizzą nie wyróżniającą się wyglądem i nie straszącą gołymi brokułami, oliwkami czy pieczarkami to dlaczego by nie?
Jakąkolwiek bazę mamy smarujemy ją sosem pomidorowym
-przecier pomidorowy
-świeża/suszona bazylia, oregano i inne ulubione zioła (tymianek, rozmaryn)
-2 ząbki czosnku
-1/3 szklanki oliwy
-sos sojowy, sól, pieprz
-1/4 szklanki wody (jeśli przecier jest za gęsty)
Wszystko razem dobrze mieszamy i smarujemy ciasto.
Układamy na pizzy
-drobno posiekaną w piórka cebulę
-pieczarki w cienkich plastrach
-kapary
-oliwki
-świeżą bazylię
-i co kto zapragnie bądź znajdzie pod ręką ( parowane brokuły, groszek zielony, pomidory).
Zostawiłam sobie miskę , w której robiłam sos pomidorowy, i w której pozostała odrobina sosu, dolałam
-150 ml ciepłej wody,
-wsypałam łyżkę suszonych drożdży i łyżeczkę cukru.
Kiedy drożdże zaczęły pracować dosypałam
-ok.1/2 szklanki mąki bezglutenowej ,
-4 łyżki twrożku migdałowego ( mógłby to być jakikolwiek serek fermentowany orzechowy)
- pół łyżeczki kurkumy ( to sporo),
-1/3 łyżeczka mieszanki curry, sól, pieprz, suszona paprykę sos sojowy ,
zamieszałam dokładnie aż powstała masa lejąca się jak gęste ciasto naleśnikowe, którą rozlałam na pizzy.
Całość wylądowała na 35 minut w piekarniku nagrzanym do ok. 180 stopni.
Dość skromnie jedynie zauważę , że to była moja najlepsza wegańska pizza ! Sałatka, która wepchała się na pierwszy plan również była przepyszna .
Jakąkolwiek bazę mamy smarujemy ją sosem pomidorowym
-przecier pomidorowy
-świeża/suszona bazylia, oregano i inne ulubione zioła (tymianek, rozmaryn)
-2 ząbki czosnku
-1/3 szklanki oliwy
-sos sojowy, sól, pieprz
-1/4 szklanki wody (jeśli przecier jest za gęsty)
Wszystko razem dobrze mieszamy i smarujemy ciasto.
Układamy na pizzy
-drobno posiekaną w piórka cebulę
-pieczarki w cienkich plastrach
-kapary
-oliwki
-świeżą bazylię
-i co kto zapragnie bądź znajdzie pod ręką ( parowane brokuły, groszek zielony, pomidory).
Zostawiłam sobie miskę , w której robiłam sos pomidorowy, i w której pozostała odrobina sosu, dolałam
-150 ml ciepłej wody,
-wsypałam łyżkę suszonych drożdży i łyżeczkę cukru.
Kiedy drożdże zaczęły pracować dosypałam
-ok.1/2 szklanki mąki bezglutenowej ,
-4 łyżki twrożku migdałowego ( mógłby to być jakikolwiek serek fermentowany orzechowy)
- pół łyżeczki kurkumy ( to sporo),
-1/3 łyżeczka mieszanki curry, sól, pieprz, suszona paprykę sos sojowy ,
zamieszałam dokładnie aż powstała masa lejąca się jak gęste ciasto naleśnikowe, którą rozlałam na pizzy.
Całość wylądowała na 35 minut w piekarniku nagrzanym do ok. 180 stopni.
Dość skromnie jedynie zauważę , że to była moja najlepsza wegańska pizza ! Sałatka, która wepchała się na pierwszy plan również była przepyszna .
Subskrybuj:
Posty (Atom)