Z nienapisanych postów jeden miał dotyczyć walentynkowych pozdrowień. Mimo, że sami ich nie obchodzimy i nie przywiązujemy do nich wagi jest to bardzo popularne święto w podniebnej krainie.
Wieczorem jednak minimalnie udzielił mi się nastrój i postanowiłam, że możemy wznieść toast z tej okazji bo okazja dobra jak wszystkie inne.
Efekt zachwycił mnie bardzo i zaskoczył dość mocno.
Pamiętacie domowe bąbelki ? Udało mi się zachować dłużej dwa rodzaje kefirowej wody, zlanej w butelkach w lodówce, jedną o smaku pomarańczowym a drugą imbirową. Ta druga tak wspaniale się nasyciła bąbelkami, że mogłabym się chwalić domową lemoniadą- piliśmy ją doprawioną sokiem z cytryny i dosłodzoną majowym miodkiem. Eksperymentuję więc nadal ze smakami !
Może nie walentynkowo ale serdecznie pozdrawiam Edytę, która zmobilizowała mnie do napisania dzisiejszego posta (choć niekoniecznie miało być o bąbelkach).
1 komentarz:
Agnieszko, gratuluję :) Chociaż mam nadzieję że nie siedziałaś długo w nocy żeby napisać :)
Pozdrawiam również
Edyta
Prześlij komentarz