Pomyślałam sobie, że mimo wszystko wchodzę do lasu jak na łowy, żeby zaspokoić głód , oczywiście nie bezpośredni ale myśląc nieustannie jak tu znaleźć coś nadającego się do jedzenia. Nakręciła mnie dodatkowo książka jaką ostatnio udało mi się kupić Food for free Richarda Mabey'a zawierająca opisy roślin, które nadają się do spożycia. Aż żal , że jestem w tym momencie tak mało mobilna i ograniczona tylko do najbliższej okolicy ale pocieszam się, że po lekturze w czasie przyszłych zimowych wieczorów będę doskonale przygotowana na kolejny sezon ( mam nadzieję, że również z przemieszczaniem się nie będę miała trudności).
Widać już schyłek lata, trawy straciły swoją zieloną intensywność i wrzosy zaczynają kwitnąć.
Grzyby były ale niestety trujące ( albo takie, których nie znam ) za wyjątkiem czterech podsuszonych maślaków.
Pora mogłaby być na podsumowanie ale zawitał w korytkowe progi miły gość więc kończę tylko zdjęciem kaszy gryczanej z potrawką z boczniaków i nazbieranych maślaków.
Następna relacja będzie zapewne z bardzo znanej imprezy, która ma miejsce corocznie w podniebnej krainie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz