Ptaszki śpiewają , że można rozpoczynać pisanie w zimowy deseń. Zacznę od naszej tegorocznej obsesji. Wspominałam, że ulegliśmy całkowitemu oczarowaniu kurkami (kto wie , może i dlatego taka jesienna cisza była tutaj bo ile razy można pisać o tym, że znowu kurki w kolejnej modyfikacji).
Byłam już spokojna, że niedługo zaczniemy tęsknić a tymczasem rzuciliśmy się na brokuły i spółkę.
Aż tu nagle...
pojawiły się kurki zimowe- winter chantarelle! Jak się okazuje powszechnie występujące w Polsce (jak i podniebnej krainie). Z wyglądu niepozorne, o odmiennej barwie
z drobniejszymi nóżkami, a dla mnie tak zaskakujące (dobra, po pierwsze pomyślałam, że jakieś takie mizerne), że pewno w lesie nawet bym się nimi nie zainteresowała. Zimowe kurki to inaczej pieprznik trąbkowy. Porównywalne do kurki złocistej (choć tutaj zdania między korytkowiczami są podzielone), mają bardziej specyficzny zapach (ziemisto- stęchły) co doprowadziło niektórych (a ostatnio korytkowiczów jest więcej) do niepokoju przed oraz w czasie spożywania.
Na skutkiem niepewności po raz pierwszy był sos ze zblendowanych kurek
Dla mnie sos był równie pyszny jak z pozostałych kurek. Wiem , że tak nie wygląda na zdjęciu. Grzyby na pewno zasługiwały na wykwintniejsze podanie. Co, rzecz jasna je spotkało.
Kurki wrzucamy na rozgrzany tłuszcz do szybkiego podsmażenia(1-2 minuty)
dodajemy groszku z puszki, pieprzymy i solimy lekko
następnie wrzucamy posiekaną natkę pietruszki ( dość sporo)
oraz pomidorki koktailowe.
Całość dusimy i doprawiamy pod koniec (sos sojowy, pieprz)
Całość podana z wielką ilością zielonych liści ( rukola, szpinak i rukiew wodna). Cudo na talerzu!
Zimowe kurki możemy zbierać do pierwszych przymrozków, polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz