wtorek, 3 września 2013

a tu jesień atakuje znienacka...

1 września jest uznawany w podniebnej krainie za pierwszy dzień jesieni. Świadomość, że te prawie trzy tygodnie kalendarzowego lata znikają nie wiadomo gdzie  jest już wystarczająco   przygnębiająca. To co widzę za oknem od dobrych kilku dni przybija jeszcze bardziej. Nawet pisać mi się nie chciało. Cieszyć się należy z tego, że mimo deszczu i wiatru ociepliło się i uniknęliśmy uruchomienia ogrzewania w domu. Rozgrzewaliśmy się oczywiście pożywieniem i to przygotowywanym jak najczęściej w piekarniku.

Pora na skromną  fotorelację. To kilka zaległości bo myślami jestem przy dzisiejszym korytku, które, jeśli nie będę się obijać mogę obiecać na jutro. Póki co teraz z korytkowej kuchni dochodzą miłe zapachy przyprawiające mnie o skręty kiszek...


Jako pierwszy rozgrzewacz pojawiła się zupa cebulowo - porowa z tymiankiem i rozmarynem. Jest syta i naprawdę rozgrzewa. Prosta w wykonaniu- duszone pory z cebulą zalewamy bulionem warzywnym dodając ziemniaki, marchew, czosnek i zioła.


 Wegańska wariacja "fasolki po bretońsku" czyli biała fasola z pieczarkami , kostką sojową i pomidorami.


 
 Sznycelki z kaszy jaglanej, soczewicy puy z koperkiem , pieczone w piekarniku , podane z dodatkiem surówki z kiszonej kapusty . Kiszonki są dla mnie nieodzownym składnikiem  w korytku od jesieni do końca wiosny jako bogate źródło przyjaznych bakterii zasiedlających nasze jelita wzmacniających tym samym odporność.


Trochę niewyraźna pikantna zupa krem curry z cukinii i ziemniaków, podana z jaglanką. Cudownie rozgrzała, na kolacje zrobiłam sobie powtórkę ( nie dzieląc się już z nikim).

Ryż z duszonymi warzywami chilli - marchew, por, pieczarki i fasola mungo.

Ostatnie bezdeszczowe momenty w podniebnej krainie zachwycały przepięknym światłem.




Zapamiętam sobie dobrze, bo nie wiadomo kiedy znów będę cieszyć swe oko widokiem zza okna.

Brak komentarzy: